czwartek, 5 listopada 2015

"Harry Potter i ja".

 ROZDZIAŁ 21
                                                                   
Lecieli teraz nad budynkami. 
Na twarzy dzieci było przerażenie, bo uświadomiły sobie, że Ron nie umie prowadzić.
-Ron, uprzedzam cię. - mówił Harry. - Mugole nie przyzwyczaili się do latających samochodów.
- Mhm. - mruknął przerażony i wcisnął jakiś guzik.
Nagle pojazd stał się nie widzialny, ale tylko na chwilę. 
- O kurczę! - powiedział zdenerwowany chłopiec. - Harry wciśnij ten guzik i nie puszczaj go!
Lecieli teraz nad polanami i lasami. W końcu Laura powiedziała:
- Patrzcie! Pociąg! 
Pojazd teraz szybko jechał po torach. Ron zjechał trochę niżej żeby go lepiej widzieć. 
- O nie. Niewidzialność nawaliła! - powiedział zdenerwowany Harry.
- No to mamy pecha. - odparł rudowłosy.
Nagle samochód zaczął wydawać dziwne dźwięki. Zaczął tak jakby powarkiwać.
- Nie! Tylko nie teraz! Jeszcze trochę!
Pociąg znikł im z oczu. Lecieli z jakąś godzinę aż w końcu znaleźli tory. Podlecieli nad nie tak blisko, że byli tylko kilka stóp nad nimi.
- On musi gdzieś tu być. - powiedział zaintrygowany Harry.
Usłyszeli trąbienie pociągu. Jednak nie było go przed nimi. Przyjaciele spojrzeli na siebie z przerażeniem.
- Ron! Gaz! - krzyknęła przestraszona Laura. 
Pociąg był tuż za nimi. Chłopiec szybko wcisnął gaz i samochód leniwie poleciał w górę. Zaczęło coś zgrzytać i drzwi od strony Harry'ego otworzyły się. Chłopiec wysunął się z auta i trzymał się jedną ręką drzwi.
- Harry! - krzyknęli w tej samej chwili Laura i Ron.
- Trzymaj się! - krzyknął chłopiec i wyciągnął dłoń ku przyjacielowi. 
Harry próbował ją chwycić, ale nie mógł. Była zbyt śliska.
- Nie mogę! Jest strasznie spocona! 
Ponowił jednak próbę. Ron zaczął go wciągać do środka, a Laura mu pomogła. Kiedy chłopiec bezpiecznie siedział na fotelu dziewczynka przytuliła go z tyłu.
- Nie strasz mnie więcej, dobra? - powiedziała troskliwym, ale trochę złym głosem.
Lecieli jeszcze z jakąś godzinę. W tym czasie zrobiło się ciemno. Ujrzeli wielki zamek, Hogwart.
- Już na pewno wszyscy siedzą w Wielkiej Sali. - powiedział Ron.
Nagle samochód zaczął strasznie głośno bulgotać.
- Tylko nie teraz. - błagał Ron, ale było już za późno. Samochód zgasł.
Lecieli w stronę jednego z drzew rosnących na szkolnych błoniach. Zatrzymali się na jednej z grubych gałęzi. Nagle coś uderzyło w samochód. Było to.... drzewo? Tak, wierzba biła ich swymi grubymi gałęziami.
- Aaaaaaaaaaa! - krzyczeli tak głośno jak tylko mogli.
Jedna z gałęzi uderzyła tak, że otworzyła klatkę z Hedwigą, a ona wyleciała przez wybite okno. Dach ugiął się nad nimi od uderzenia. Ron bez skutecznie próbował odpalić Forda. W końcu jakimś cudem zjechali z drzewa. Samochód uruchomił się i wyrzucił z siebie całą swoją zawartość. Włączył światła, zatrąbił i odjechał w stronę Zakazanego Lasu.
- Nie, wracaj! - wołał zrezygnowany Ron. - Ojciec mnie zabije! 
Rodzeństwo w tym czasie pozbierało swoje rzeczy. Ron trzymał w ręce jakiś złamany patyk.
- Moja różdżka...- mówił przerażony.
Wzięli swoje rzeczy i odłożyli je obok walizek innych, które stały przed wejściem. Weszli po cichu do środka, stanęli przed drzwiami Wielkiej Sali i dostrzegli małą Ginny stojącą wśród pierwszoroczniaków. Nagle usłyszeli za sobą mroczny głos.
- No proszę, proszę. - był to Snape. - Kogo my tu mamy?
Dzieci odwróciły się i przestraszone powiedziały:
- Dobry wieczór, panie profesorze....
- Do mojego gabinetu! Teraz!
Teraz przyjaciele szli za nauczycielem eliksirów w stronę lochów, w których miał gabinet. W środku było zimno i ciemno. Dzieci stały przed biurkiem. Do pomieszczenia wszedł Filtch.
- Idź po profesor McGonagall i profesora Dumbledore'a. - rozkazał i Filtch wyszedł. - Czy wy zdajecie sobie sprawę z tego co zrobiliście? Uszkodziliście najstarsze drzewo jakie jest w Hogwarcie. Bijącą Wierzbę. I na dodatek... - mówił groźnie, wyjął fragment gazety Prorok Codzienny i zaczął czytać. - "Dzisiaj pewny incydent uszkodził harmonię w świecie mugoli. Około siedmiu pozamagicznych ludzi zobaczyło dziś latający samochód. Zostali oni poddani zabiegowi usunięcia pamięci, jednak takie zdarzenie nie powinno mieć miejsca". Widzicie co narobiliście? Jakbym był opiekunem Gryffindor'u to już byście stąd wylecieli.
- Ale nie jesteś, Severusie. - powiedział profesor Dumbledore stojąc obok profesor McGonagall. 
Przyjaciele spojrzeli na nich błagalnie.
- I pewnie teraz wylecimy. - powiedział zrezygnowany Ron.
- Co też pan opowiada, panie Weasley? Może i wylecicie, ale na pewno nie dzisiaj. Jednak musicie dostać jakąś karę, bo to poważne wystąpienie. Jutro dowiecie się jakie prace musicie odrobić, a teraz idźcie do swojego dormitorium. - powiedziała stanowczo i dzieci wyszły. 
Zastanawiali się, dlaczego profesorowie
nie chcieli znać przyczyny ich przyjazdu samochodem. Kiedy Hermiona wróciła z Wielkiej Sali dowiedzieli się, że Ginny także jest w Gryffindor'rze. Ron odetchnął z ulgą. Opowiedzieli jej o zajściu i  Zgredku. Po rozmowie poszli spać z pustymi żołądkami. Tylko ich przyjaciółka była najedzona.

1 komentarz:

  1. ciekawie ;)
    Zapraszam http://www.emptyy-promises.blogspot.com/
    Jeśli Ci się spodoba-zaobserwuj ;)

    OdpowiedzUsuń