niedziela, 15 listopada 2015

"Harry Potter i ja".

ROZDZIAŁ 30

Na drugi dzień doszło do
 kolejnej napaści. Tym razem na prefekta Ravenclavu. Przez co Percy był bardzo nie spokojny. Wieczorem Harry i Ron wzięli pelerynę niewidkę i ruszyli w stronę domku Hagrida. Laura została w Hogwarcie, bo jakoś nie miała ochoty rozmawiać z olbrzymem po tym, co się stało. Kiedy chłopcy byli przed chatką Hagrida, zdjęli pelerynę i zapukali. Usłyszeli szczekanie Kła i drzwi się otworzyły. Hagrid stał z kuszą w rękach, ale gdy zobaczył przyjaciół od razu ją opuścił i zaprosił ich do środka.
- Hagrid musimy ci coś powiedzieć - zaczął Ron.
- Wiemy dlaczego zostałeś wyrzucony z Hogwartu. - dokończył Harry.
- Co? Skąd? 
- Wiemy, że to ty jesteś potomkiem Slitherina.
- Co cholibka?! Posłuchajcie mnie. Ja nie jestem żadnym potomkiem Slitherina.
- Ale przecież to ty wypuściłeś potwora.
- Nie. Posłuchajcie mnie uważnie....- zaczął, ale przerwało mu pukanie. - Cholibka już są. Schowajcie się.
Chłopcy bez chwili namysłu narzucili na siebie pelerynę. Do chatki wszedł profesor Dumbledore i jakiś starszy pan.
- To Korneliusz Knot, minister magii. Jest szefem mojego ojca - powiedział szeptem Ron, a Harry go nadepnął aby się uciszył.
-Jest nie dobrze Hagridzie - powiedział Knot. - Bardzo niedobrze. Musiałem przyjść. Cztery napaści na urodzonych mugoli. Sprawy zaszły za daleko. Ministerstwo musi coś z tym zrobić.
- Ja nigdy...- zaczął Hagrid, patrząc błagalnie na Dumbledore'a. - Pan mnie zna, panie psorze...pan wie, że ja nigdy...
- Chcę, żeby to było jasne, Korneliuszu, Hagrid cieszy się moim pełnym zaufaniem - rzekł Dumbledore spoglądając surowo na Knota.
- Posłuchaj Albusie, akta Hagrida świadczą przeciwko niemu. Ministerstwo musi coś zrobić... Rada nadzorcza nalega...
- Powtarzam ci jednak, Korneliuszu, że usunięcie Hagrida w niczym nie pomoże - oświadczył stanowczo Dumbledore, a jego niebieskie oczy zapłonęły ogniem, jakiego Harry nigdy nie widział.
- Spójrz na to z mojego punktu widzenia, Albusie - rzekł Knot, nerwowo mnąc swój melonik. - Jestem pod dużym naciskiem. Oczekuje się, że coś z tym zrobię. Jeśli się okaże, że to nie Hagrid, wróci do szkoły i po sprawie. Ale teraz muszę go zabrać. Muszę. To po prostu mój obowiązek...
- Zabrać mnie? - wybuchnął Hagrid, trzęsąc się jak osika na wietrze. - Dokąd?
- Nie na długo - powiedział Knot, nie patrząc mu w oczy. - To nie jest kara, Hagridzie, to tylko środek ostrożności. Jeśli schwytają kogoś innego, wypuścimy cię i przeprosimy...
- Ale...nie do Azkabanu? - zachrypiał Hagrid.
Zanim Knot zdążył mu odpowiedzieć, znowu rozległo się pukanie do drzwi. Dumbledore otworzył. Tym razem Harry został nadepnięty, bo wydał z siebie zduszony okrzyk. Do chatki wkroczył Lucjusz Malfoy, spowity w długi płaszcz podróżny, z zimnym i zadowolonym uśmiechem. Kieł zaczął warczeć.
- Knot, ty już tutaj? - powiedział na powitanie. - Dobrze, bardzo dobrze...
- Czego tu chcesz? - ryknął ze złością Hagrid. - Wynocha z mojego domu!
- Mój poczciwy człowieku, wierz mi, przebywanie w twoim... ee.. jak mówisz... domu... nie sprawia mi najmniejszej przyjemności - powiedział Lucjusz Malfoy, rozglądając po izbie się z pogardą. - Po prostu powiedziano mi w szkole, że dyrektor jest tutaj.
- A czego właściwie ode mnie chcesz, Lucjuszu? - zapytał Dumbledore przyjemnym tonem, ale w jego oczach nadal płonął ogień.
- To okropne, Dumbledore - wycedził pan Malfoy, wyciągając długi zwój pergaminu - ale rada nadzorcza uznała, że najwyższy czas, aby cię zawiesić w wykonywaniu obowiązków dyrektora. Oto uchwała w tej sprawie... Znajdziesz pod nią wszystkie dwanaście podpisów. Obawiamy się, że straciłeś kontrolę nad tym, co tu się dzieje. Do ilu napaści już doszło? A dzisiaj rano kolejna, prawda? Jak tak dalej pójdzie, w Hogwarcie nie zostanie ani jedna osoba mugolskiego pochodzenia, a wszyscy wiemy, jaka by to była straszna strata dla szkoły.
 - Och... Lucjuszu... poczekaj... zaraz... - wyjąkał Knot, wyraźnie zaniepokojony. - Dumbledore zawieszony... nie, nie... tego by nam jeszcze brakowało....
- Mianowanie...odwołanie...albo zawieszenie...dyrektora szkoły należy do uprawnień rady nadzorczej, Knot. Więc ty nie masz tu nic do gadania.
- W takim razie...skoro aż dwanaście głosów padło...
Hagrid zerwał się na nogi. Jego kudłata czarna czupryna zamiotła sufit.
- A ilu z nich zaszantażowałeś, albo im zagroziłeś zanim się zgodzili, co?
- Spokojnie, Hagridzie. Jeśli taka jest decyzja to usunę się ze szkoły. Jednak przekonacie się, że naprawdę opuszczę szkołę tylko wtedy, kiedy już nikt w całym Hogwarcie nie pozostanie mi wierny. Przekonacie się również, że ci, którzy o pomoc poproszą, zawsze ją otrzymają. - powiedział powoli spokojnym głosem i spojżał w kierunku Harry'ego i Rona.
Przyjaciele zaniepokoili się tym. Czyżby było ich widać? 
- Godny podziwu sentyment - powiedział Malfoy, chyląc głowę. - Będzie nam brakować twoich... ee.. wyjątkowo oryginalnych metod kierowania szkołą, Albusie, i mam tylko nadzieję, że twojemu następcy uda się zapobiec nowym... ee.. mordom.
Podszedł do drzwi, otworzył je, skłonił się, wypraszając Dumbledore'a na zewnątrz. Knot, mnąc swój melonik, czekał, aż Hagrid wyjdzie przed nim, ale olbrzym nie ruszał się z miejsca. Po chwili wziął głęboki oddech i oświadczył:
- Jakby ktoś chciał znaleźć trochę tego paskudztwa, powinien iść za pająkami. One już go zaprowadzą! No i tyle. 
Knot spojrzał na niego ze zdumieniem.
- Dobra, dobra, już idę - powiedział Hagrid, narzucając swoją pelerynę z krecich futerek. Kiedy byli już przy drzwiach, zatrzymał się i dodał głośno:
- I ktoś musi karmić Kła, jak mnie nie będzie.
Drzwi trzasnęły i Ron ściągnął 
pelerynę niewidkę.
- Teraz to naprawdę wpadliśmy - powiedział ochrypłym głosem. - Nie ma Dumbledore'a. Już lepiej, gdyby zamknęli szkołę jeszcze dziś. Mówię ci, nie minie dzień bez niego, a dojdzie do kolejnych napaści.
Kieł zaczął wyć, wpatrzony w zamknięte drzwi. Harry myślał o słowach Hagrida: "Musi iść za pająkami". Teraz chłopiec wiedział co mają zrobić. Położył pelerynę na fotel, wziął latarenkę i wyszedł z Ronem i Kłem na dwór. Zobaczyli stado pająków idących w stronę Zakazanego Lasu. Ruszyli za nimi.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz