wtorek, 17 listopada 2015

"Harry Potter i ja".

ROZDZIAŁ 31

Szli przez ciemne dróżki. Kieł
na chwile znikał, ale się pojawiał. Nagle Harry potknął się o wyrastający korzeń i upuścił latarenkę. 
- Lumos! - powedział Ron i z jego różdżki wydobyło się światło, które oświetliło im kawałek dróżki. Usłyszeli jakiś tajemniczy szelest. Kieł zaczął warczeć. Znowu go usłyszeli. Zdawało się jakby to coś lub ktoś się do nich zbliżało. Chłopcom włosy na karku stanęły dęba, a pies się skulił. Odgłos był coraz głośniejszy. Zobaczyli kilka par czerwonych oczu. Zaczęli uciekać. Kieł bieg na przodzie. Znaleźli się na dużej polanie. Nagle coś zatrąbiło i włączyły się światła. Przed nimi stał niebieski Ford pana Weasley'a, którym kilka miesięcy wcześniej się rozbili o Bijącą Wierzbę. Ron uradowany podbiegł do auta i zaczął głaskać karoserie. Nagle Ron i Kieł unieśli się w powietrze. Rudowłosy chłopak zaczął głośno krzyczeć, a pies skomleć. Zanim Harry zdążył się obejrzeć też znalazł się w powietrzu. Zaczęli bardzo szybko się przemieszczać. Dopiero po chwili uświadomili sobie, że coś ich niesie. Były to trzy ogromne, włochate i obrzydliwe pająki. Zaczęli jeszcze głośniej krzyczeć. Nagle upadli na ziemie. Przyjaciele stanęli obok siebie, a Kieł się za nich schował. Wokół nich znalazło się mnóstwo wielkich pajęczaków. Byli coraz bliżej.  
- Chcemy rozmawiać z Aragogiem! - zaimprowizował Harry.
Pająki odsunęły się i jeden z nich ruszył w kierunku jamy. Po chwili z niej wyszedł, a za nim szedł jeszcze większy i straszniejszy pająk.
- Czy to Hagrid? - zapytał Aragog.
- Obcy - odparł inny pająk.
- Zabijcie ich! 
Klik, klik, klik, zaklekotały szczypce pająków zgromadzonych wokół nich.
- Hagrid nigdy nie przysłał nam tu ludzi - powiedział wolno Aragog.
- Hagrid ma kłopoty - rzekł Harry, z trudem łapiąc oddech. - Właśnie dlatego tu przyszliśmy.
- Kłopoty? Ale dlaczego przysłał was?
- Tam, w szkole, myślą, że Hagrid wypuścił... e... e... coś na uczniów. Zabrali go do Azkabanu.
Aragog zaklikał wściekle szczypcami, co podchwyciły inne pająki. Brzmiało to jak aplauz, tyle że aplauz zwykle nie sprawiał, że Harry'emu robiło się niedobrze ze strachu.
- Ale to było przed wieloma laty - powiedział Aragog. - Wiele lat temu. Dobrze to pamiętam. Dlatego wyrzucili go ze szkoły. Myśleli, iż to ja jestem potworem mieszkającym w lochu, który nazywają Komnatą Tajemnic. Myśleli, że Hagrid otworzył Komnatę i uwolnił mnie.
- A ty... ty nie wyszedłeś z Komnaty Tajemnic? - zapytał Harry, który czuł, jak pot ścieka mu po czole. 
- Ja?! Ja nie urodziłem się w zamku. Pochodzę z dalekiego kraju. Pewien podróżnik dał mnie Hagridowi, kiedy byłem małym jajkiem. Hagrid był wtedy jeszcze chłopcem, ale dbał o mnie, ukrył mnie w komórce w zamku, żywił resztkami ze stołu. Hagrid to mój dobry przyjaciel, to dobry człowiek. Kiedy dowiedziano się o moim istnieniu i oskarżono o zabicie tej dziewczynki, Hagrid mnie ocalił. Odkąd zamieszkałem tutaj, w lesie, a Hagrid wciąż mnie odwiedza. Znalazł mi nawet żonę, Mosag, i sam widzisz, jak rozrosła się nasza rodzina... Dzięki dobroci Hagrida.
Harry zebrał w sobie resztki odwagi.
- Więc nigdy... nikogo nie zaatakowałeś?
- Nigdy. Byłoby to zgodnie z moim instynktem, ale z szacunkiem do Hagrida nigdy nie zrobiłem krzywdy człowiekowi. Ciało tej dziewczynki znaleziono w łazience, a ja nigdy nie opuszczałem komórki, w której wyrosłem. My, pająki, lubimy ciemność i spokój...
- Ale...Wiesz kto zabił tę dziewczynkę? - zapytał Harry. - Bo cokolwiek to było, wróciło i znowu napada na ludzi...
Jego słowa utonęły w złowrogim klekocie mnóstwa nóg. Otoczyły ich podniecone czarne kształty.
- To coś co mieszka w zamku  - rzekł Aragog. - To prastara istota, której my, pająki, boimy się najbardziej. Dobrze pamiętam jak błagałem Hagrida, aby pozwolił mi odejść, kiedy wyczułem obecność tej bestii w szkole.
- Mówisz o bazyliszku? - Harry i Ron zapytali w tym samym momencie.
- Nie wymawiaj jego nazwy! Nienawidzimy tego...
Harry'emu i Ronowi przebiegł dreszcze po plecach.
- To my już sobie pójdziemy... - powiedział Harry lekko drżącym głosem.
- Pójdziemy? - powtórzył powoli Aragog. - Nie sądzę...
- Ale...ale....
- Moi synowie i córki nigdy nie skrzywdzą Hagrida, bo taka jest moja wola. Nie mogę jednak zakazać im świeżego mięsa, które same do nam przyszło. Żegnajcie, przyjaciele Hagrida!
Powiedział i wycofał cię w stronę jamy. Reszta pająków groźnie zaczęła się zbliżać do Harry'ego, Rona i Kła. Pies zaczął uciekać, a przyjaciele razem z nim. Pająki ich goniły. Biegli tak przez cały las. Poczuli jak opadają z sił, a potwory ich doganiały. Usłyszeli znajome trąbienie i zobaczyli dwa reflektory. Podbiegli do samochodu, zapakowali do niego przerażonego Kła, po czym sami do niego wsiedli. Auto ruszyło na przód, zostawiając w tyle pająki. Zatrzymali się przy chatce Hagrida. Kiedy wysiedli samochód odjechał w stronę lasu.
- Nie! Czekaj! - wołał Ron.
Weszli do domku i zabrali pelerynkę. Harry jeszcze nalał Kłowi wody i dał jedzenia. 
Kiedy znaleźli się pod zamkiem
narzucili na siebie pelerynę. Kiedy znaleźli się pod dormitorium to ją zrzucili. Weszli do pokoju. Zobaczyli zaniepokojoną i złą Laurę siedzącą przy kominku. Chłopcy zrozumieli, że jest już bardzo późno, a ona cały czas na nich czekała. Opowiedzieli jej szybko co doświadczyli. Na końcu Ron zapytał:
- Byłaś u Hermiony?
- Tak - odparła.
- I co u niej? - dodał Harry.
- Bez zmian. Na początku pani Pomfrey nie chciała mnie wpuścić, ale przyszła profesor McGonagall i w końcu mogłam wejść, ale tylko na chwilę. - kiedy skończyła, wstała i ruszyła w stronę pokoju dziewczyn.
Harry i Ron jeszcze chwilę posiedzieli na kanapie i rozmyślali o tym co się wydarzyło.  
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz