czwartek, 12 listopada 2015

"Harry Potter i ja".

ROZDZIAŁ 27

Po paru dniach dziewczynka
wyszła ze skrzydła szpitalnego. Przez kilka godzin pluła jeszcze sierścią. Na szczęście szybko jej przeszło. Dziewczyny od razu zaczęły nadrabiać straty i zaczęły się uczyć. Pewnego dnia kiedy szli na lekcję transmutacji zobaczyli tłum uczniów przy tablicy informacyjnej. Laura zapytała się Neville'a:
- Co się dzieje?
- W każdy piątek wieczorem będzie organizowany Klub Pojedynków. 
Przyjaciołom spodobał się pomysł i po lekcjach poszli na spotkanie. Zebrało się tam dużo uczniów. Na "scenę" wszedł Lockhart.
- Witajcie kochani! Jestem Gilderoy Lockhart. Szanowny profesor Dumbledore udzielił mi pozwolenia na zorganizowanie paru lekcji. Nauczę was paru zaklęć ochronnych, bo jak wiecie w Hogwarcie nie jest już tak bezpiecznie, ale nie martwcie się! Ja was wszystkiego nauczę - mówił uśmiechając się szeroko. - Dzisiaj zobaczycie jak rzucać zaklęcie rozbrajające. Profesor Snape zgodził się być moim pomocnikiem. Zapraszamy!
Na "scenę" wkroczył smętnym krokiem profesor Snape. Podszedł do Lockharta, obaj przywitali się jak to trzeba przed pojedynkiem, zrobili trzy kroki i ustawili się w wygodnej pozycji. Zanim Lockhart zdążył coś powiedzieć Snape machnął róźdżką i powiedział:
- Expelliarmus!
Różdżka Lockharta wyleciała w powietrze, a ten ją szybko podniósł.
- To właśnie było zaklęcie rozbrajające. Zapobiegłbym temu, ale nie chciałbym urazić profesora Snape - tłumaczył się. - Dobrze, a teraz....
- Pozwól, że ci przerwę. Może pokażemy im jeszcze zaklęcie obronne? - wtrącił Snape.
- Oczywiście.
Znowu ustawili się. Lockhart wydawał się zakłopotany, bo nie wypowiedział ani słowa. Tak jakby zapomniał jak brzmi zaklęcie. Poprosił więc Snape, a ten je powiedział kiedy Lockhart rzucał na niego zaklęcie rozbrajające.
- No więc teraz wybiorę dwóch ochotników. Potter! Weasley!
- Przepraszam, ale mógłbym ja wybrać jednego?
- Tak, oczywiście.
Snape przywołał Malfoy'a, który dumnie stanął obok niego. Lockhart jednak wybrał Harry'ego.
- Pamiętajcie! Tylko zaklęcia rozbrajające i obronne! - upomniał ich nauczyciel.
Chłopcy przywitali się bardzo nie chętnie i zaczęli odliczać kroki. Kiedy Harry robił drugi krok Malfoy rzucił na niego zaklęcie odpychające. Gryfoni zaczęli krzyczeć: "Oszukuje! Lamus!". Harry jednak szybko wstał i ustawił się na przeciwko niego.
- Rictusempra! - krzyknął Harry.
Draco podleciał w powietrze, a kiedy upadł zaczął się śmiać. Snape podszedł do niego i go podniósł. 
- Serpensortia! - krzyknął Ślizgon i koło Harry'ego pojawił się wąż, który się na niego patrzył.
- Spokojnie zaraz go usunę! - powiedział stanowczym głosem Snape, ale Lockhart go powstrzymał i sam rzucił na gada jakieś zaklęcie.
Wąż jedynie podleciał w górę i upadł jeszcze bardziej wściekły. Zwrócił teraz głowę ku Seamusowi i zaczął groźnie syczeć. Harry podszedł do niego, chociaż nie wiedział dlaczego.
- Zostaw go! Słyszysz? Zostaw! - krzyczał, a wąż zwrócił się szybko ku Harry'emu. Snape podbiegł do chłopca i powiedział, kierując różdżkę w stronę gada.
- Vipera Evanesca!
Wąż zniknął. Wszyscy gapili się dziwnym wzrokiem na Harry'ego. Pierwszy odezwał się Seamus:
- Żartujesz sobie?
Chłopiec nie wiedział o co chodzi. Ron podbiegł do niego i pociągnął za nadgarstek. Przyjaciele pobiegli do dormitorium.
- Jesteś wężousty! - powiedział zdyszany Ron.
- Jaki jestem? 
- Wężousty. To znaczy, że rozumiesz mowę węży - wytłumaczyła Hermiona.
- To przecież nie możliwe. On tylko prosił tego węża żeby nie atakował Seamusa - mowiła Laura.
- To ty rozumiałaś Harry'ego?
- Tak, a wy nie?
- Nie. My i cała reszta słyszeliśmy tylko jakieś szepty, ale one nie brzmiały jakbyś chciał pomóc Seamusowi. To wyglądało jakbyś podjudzał tego węża.
- Ale..... wy nam wierzycie nie? Ja chciałem tylko pomóc.
- My to wiemy, ale inni nie.....
- Co to znaczy, że inni nie? - zapytała Laura.
- Wiecie dlaczego znakiem Slitherin'u jest wąż? - zapytał Ron.
- No, nie - odpowiedziało rodzeństwo.
- To dlatego, że Salazar Slitherin był wężousty! Teraz wszyscy myślą, że wy jesteście potomkami - wytłumaczyła Hermiona.
- Przecież to ja rozmawiałem z nim, a nie Laura - powiedział Harry chcąc obronić siostrę.
- Ale oni się tego domyślili, a jeśli nie to w końcu przecież do tego dojdą.
Od tamtego momentu żaden 
uczeń oprócz Rona, Hermiony i Neville'a nie odzywał się i nie zbliżał do rodzeństwa. Harry i Laura mieli plątaninę myśli w głowach. Nie mogli w to uwierzyć, że to oni mogą być potomkami Slitherina. Tylko czasami Fred i George kiedy obok nich przechodzili wołali żartobliwie: "Oto nadchodzą potomkowie Slitherina! Uciekajcie!". To trochę poprawiało Laurze i Harry'emu nastrój, bo przynajmniej niektórzy brali to za żart.
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz