piątek, 27 listopada 2015

"Harry Potter i ja".

ROZDZIAŁ 35

Przez chwilę zaległa cisza,
kiedy Harry, Laura, Ron, Ginny i Lockhart stanęli w drzwiach, pokryci brudem, szlamem i (w przypadku Harry'ego) krwią. Potem rozległ się krzyk:
- Ginny!
Była to pani Weasley, która siedziała przy kominku, płacząc. Zerwała się na nogi, za nią podskoczył pan Weasley i oboje rzucili się na swoją córkę. Harry i Laura nie patrzyli jednak na nich. Wsparty o okap kominka stał rozradowany Dumbledore, a obok profesor McGonagall, która oddychała głęboko, trzymając się za serce. Faweks przeleciał obok dzieci i wylądował na ramieniu właściciela, a w chwilę później pani Weasley zagarnęła ich i Rona w swoje ramiona.
- Uratowaliście ją! Uratowaliście ją! Jak wam się to udało?
- Myślę, że wszyscy chcemy się tego dowiedzieć - powiedziała profesor McGonagall słabym głosem.
Pani Weasley wypuściła z objęć Harry'ego i Laurę, potem rodzeństwo zawahało się przez chwilę, a potem podeszło do biurka i położyli na nim Tiarę Przydziału, inkrustowany rubinami miecz i to, co pozostało z dziennika Toma Riddle'a. I zaczęli opowiadać. Przez blisko kwadrans mówili o kompletnej ciszy: opowiedzieli im o bezcielesnym szepcie i o tym, jak Hermiona w końcu dociekła, że to głos bazyliszka wędrującego rurami kanalizacyjnymi; jak Harry i Ron wyruszyli za pająkami do puszczy, jak Aragog powiedział im, gdzie została uśmiercona ostatnia ofiara bazyliszka; jak Laura odgadła, że ofiarą była Jęcząca Marta i że wejście do Komnaty Tajemnic może być w tej łazience...
- No dobrze - powiedziała profesor McGonagall kiedy umilkli - więc znaleźliście wejście, łamiąc przy okazji ze sto punktów regulaminu szkolnego... ale, na miłość boską, Potter, jak wam się udało wyjść stamtąd żywymi?
Rodzeństwo, które trochę ochrypło, opowiedziało im o pojawieniu się w krytycznym momencie Faweksa i o Tiarze Przydziału, która podarowała im miecz. Lecz kiedy to powiedzieli, zacięli się i nie mieli pojęcia, co robić dalej. Jak dotąd nie wspomnieli o dzienniku Ridle'a... i o Ginny. Stała z głową na ramieniu pani Weasley, a łzy wciąż jej spływały po policzkach. A jeśli ją wyrzucą? Dziennik Riddle'a już nie działał... Jak im udowodnią, że to wszystko przez tą małą czarną książeczkę? Spojrzeli na siebie, a następnie na Dumbledore'a, który uśmiechał się lekko; płomienie kominka odbijały się w jego okularach.
- Mnie zaś interesuje najbardziej - powiedział łagodnie - jak Lordowi Voldemortowi udało się zaczarować Ginny, skoro moje źródła donoszą, że obecnie ukrywa się w puszczach Albanii.
Rodzeństwo poczuło jak ogarnia ich ulga- ciepła, cudowna ulga.
- C-co? - zapytał pan Weasley zdumionym głosem. - Sami-Wiecie-Kto zaczarował Ginny? Ale przecież Ginny nie... Ginny nie została.... prawda?
- To ten dziennik - powiedziała szybko Laura, biorąc go do ręki i pokazując Dumbledore'owi. - Riddle zapisał go, kiedy miał szesnaście lat.
Dumbledore wziął dziennik i uważnie obejrzał nadpalone i wilgotne kartki.
- Wspaniale - powiedział cicho. - No tak, ale on był naprawdę najlepszym uczniem, jakiego miał Hogwart. - Odwrócił się do Weasley'ów, którzy sprawiali wrażenie kompletnie oszołomionych.
- Niewiele osób wiedziało, że Lord Voldemort nosił kiedyś inne nazwisko: Tom Riddle. Sam go uczyłem, pięćdziesiąt lat temu, tu, w Hogwarcie. Po ukończeniu szkoły przepadł bez wieści... odbywał dalekie podróże... studiował i praktykował czarną magię, przebywając w towarzystwie najgorszych typów, i przeszedł tyle niebezpiecznych transformacji, że kiedy w końcu ujawnił się jako Lord Voldemort trudno było w nim rozpoznać Toma Riddle'a. Mało kto łączył Lorda Voldemorta z tym inteligentnym, ładnym chłopcem, który kiedyś był tutaj prefektem szkoły.
- Ale... Ginny - wyjąkała pani Weasley. - Co nasza Ginny... miała... z... nim wspólnego?
- Jego d-dziennik! - zaszlochała Ginny. - Ja w n-nim pisałam... a on mi odpisywał przez cały rok...
- Ginny! - krzyknął wstrząśnięty pan Weasley. - Czy niczego cię nie nauczyłem? Co ja ci zawsze powtarzałem? Żebyś nigdy nie ufała niczemu i nikomu, jeśli nie wiesz, gdzie jest jego mózg. Dlaczego nie pokazałaś tego dziennika mnie albo matce? Taki podejrzany przedmiot... przecież od razu widać, że jest pełny czarnej magii!
- Ja n-nie wiedziałam... Znalazłam go wewnątrz używanej książki, którą kupiła mi mama. Ja m-myślałam, że ktoś go tam włożył i zapomniał, i...
- Panna Weasley powinna natychmiast udać się do skrzydła szpitalnego - przerwał jej stanowczym tonem Dumbledore. - To była dla niej bardzo ciężka próba. Nie zostanie ukarana. Lord Voldemort uwodził już czarownice i czarodziejów o wiele starszych od niej. - Podszedł do drzwi i otworzył je. - Ciepłe łóżko i duży, parujący kubek gorącej czekolady. Mnie to zawsze pomaga - dodał, mrugając dobrodusznie. - Pani Pomfrey jeszcze nie śpi. Właśnie podaje sok z mandragory... Mam nadzieję, że ofiary bazyliszka przebudzą się lada moment...
- Więc Hermionie nic nie jest? - ucieszył się Ron.
- Żadnych trwałych urazów - odrzekł Dumbledore.  
Pani Weasley wyprowadziła Ginny, a pan Weasley wyszedł za nimi, wciąż pogrążony w głębokim szoku.
- Wiesz co, Minerwo - powiedział z namysłem profesor Dumbledore do profesor McGonagall - myślę, że to wszystko trzeba uczcić. Mogłabyś obudzić kucharki?
- Słusznie - odpowiedziała profesor McGonagall, idąc ku drzwiom. - Zajmiesz się Potterami i Weasley'em, prawda?
- Oczywiście.
Wyszła, a Harry, Laura i Ron spojrzeli na Dumbledore'a niepewnie. Co właściwie miała na myśli McGonagall, używając słowa "zajmiesz się"? Chyba... chyba nie zostaną ukarani?
- Jeśli dobrze pamiętam, to powiedziałem wam, że jeśli ktoś złamie jeden punkt regulaminu szkolnego, to będę musiał go wyrzucić ze szkoły - powiedział Dumbledore.
Ron otworzył usta i wytrzeszczył oczy.
- Co dowodzi, że nawet najlepsi z nas powinni liczyć się ze słowami - ciągnął Dumbledore z uśmiechem. - Dostaniecie Specjalne Nagrody za Zasługi dla Szkoły i... zaraz... tak, po dwieście punktów dla Gryffindoru.
Dzieci zrobiły się różowe jak kwiatki.
- Ale jeden z tutaj obecnych wciąż milczy o swoim udziale w niebezpiecznej przygodzie -  dodał Dumbledore. - Dlaczego jesteś taki skromny, Gilderoy?
Harry drgnął. Całkowicie zapomniał o Lockharcie. Odwrócił się i zobaczył go w kącie pokoju. Na ustach słynnego profesora wciąż błąkał się lekki uśmiech. Kiedy Dumbledore zwrócił się do niego, spojrzał przez ramię, żeby zobaczyć kto do niego mówi.
- Panie profesorze - dodał szybko Ron - w Komnacie Tajemnic doszło do pewnego... wypadku. Progfesor Lockhart...
- Jestem profesorem? - zdziwił się nieco Lockhart. - Wielkie nieba, chyba musiałem być beznadziejny, co?
- Próbował rzucić Zaklęcie Zapomnienia, a różdżka wypaliła do tyłu - wyjaśnił cicho Ron Dumbledore'owi.
- A niech to! - powiedział Dumbledore, kręcąc głową, a jego długie srebrne wąsy dziwnie zadrgały. - Nadziałeś się na własny miecz, Gilderoy?
- Miecz? - zdziwił się Lockhart. - Nie mam żadnego miecza. Ale oni mają. - Wskazał palcem Harry'ego i Laurę. - Mogą ci pożyczyć.
- Czy mógłbyś zaprowadzić profesora Lockharta do skrzydła szpitalnego?  - zwrócił się Dumbledore do Rona. - Chciałbym jeszcze zamienić kilka słów z twoimi przyjaciółmi...
Lockhart wyszedł powolnym krokiem. Ron rzucił zaciekawione spojrzenie na Dumbledore'a, Laurę i Harry'ego, westchnął z żalem i zamknął za sobą drzwi.
- Przede wszystkim chciałem wam podziękować - rzekł Dumbledore, mrugając oczami. - Musieliście okazać prawdziwą wierność... tam, w Komnacie Tajemnic. Bo tylko to mogło przywołać do was Faweksa.
Pogłaskał feniksa, który sfrunął mu na kolano. Rodzeństwo uśmiechnęło się z zakłopotaniem.
- A więc spotkaliście się z Tomem Riddle'em - powiedział powoli Dumbledore. - Wyobrażam sobie, że był bardzo wami zainteresowany...
Nagle coś, no nękało ich od dawna, samo wyrwało się Laurze z ust.
- Panie profesorze... Riddle powiedział, że jesteśmy do niego podobni. Powiedział, że to bardzo dziwne podobieństwo...
- Tak powiedział? A wy co o tym myślicie?
- Wiemy, że na pewno go nie lubimy! - odpowiedział Harry o wiele głośniej niż zamierzał. - To znaczy... my jesteśmy... jesteśmy z Gryffindoru... my...
I nagle urwał, czując nową falę wątpliwości.
- Panie profesorze - zaczęła Laura - Tiara Przydziału powiedziała nam, że... że pasowalibyśmy do Slitherinu. Przez jakiś czas wszyscy myśleli, że to my jesteśmy dziedzicami Slitherina... bo znamy mowę wężów...
- Znacie mowę wężów - powiedział spokojnie - ponieważ zna ją Lord Voldemort... który jest ostatnim żyjącym potomkiem Salazara Slitherina... O ile się nie mylę, przekazał wam cząstkę swojej mocy... w ową noc, kiedy pozostawił wam te blizny. Jestem pewny, że na pewno nie chciał tego zrobić...
- Voldemort przekazał nam cząstkę samego siebie? - zapytał Harry, głęboko wstrząśnięty.
- Na to właśnie wygląda.
- Więc rzeczywiście powinniśmy być w Slitherinie - powiedziała Laura patrząc z rozpaczą na Dumbledore'a. - Tiara Przydziału dostrzegła w nas moc Slitherina i...
- I przydzieliła was do Gryffindoru - przerwał jej spokojnie Dumbledore. - Posłuchajcie mnie. Tak się zdarzyło, że macie wiele cech, które Salazar Slitherin cenił u swoich wybranych uczniów. Jego własny rzadki dar, mowę wężów... zaradność... zdecydowanie... pewien... hm... brak szacunku dla wszelkich reguł... - dodał, a wąsy znowu mu się zatrzęsły. - A jednak Tiara Przydziału umieściła was w Gryffindorze. Wiecie, dlaczego tak się stało? Pomyślcie.
- Umieściła nas w Gryffindorze tylko dlatego - powiedział Harry zrezygnowanym tonem -  bo ją o to poprosiliśmy, żeby nas nie umieszczała w Slitherinie...
- Właśnie - przerwał rozradowany Dumbledore. - A to bardzo was różni od Toma Riddle'a. Bo widzicie, to nasze wybory ukazują, kim naprawdę jesteśmy, o wiele bardziej nić nasze zdolności. - Rodzeństwo słuchało go siedząc nie ruchomo. - Jeśli chcecie dowodu, że naprawdę należycie do Gryffindoru, to przyjrzyjcie się temu.
Dumbledore wziął z biurka srebrny miecz i wręczył go Harry'emu. Ten chwycił pokrwawioną klingę i spojrzał na migocące w świetle kominka rubiny na rękojeści, nie wiedząc, o co właśnie chodzi. Przypomniał sobie słowa Laury w Komnacie: "To miecz Godryka Gryffindora".
- Tylko prawdziwy Gryfon mógł wyciągnąć ten miecz z tiary - rzekł profesor Dumbledore.
Przez blisko minutę wszyscy milczeli. Potem Dumbledore otworzył jedną z szuflad i wyjął pióro i kałamarz.
- Myślę, że powinniście najeść się i wyspać. Radzę wam zejść na dół na ucztę, a ja napiszę do Azkabanu... żeby odesłali nam gajowego. Muszę też dać ogłoszenie do "Proroka Codziennego" - dodał po namyśle. - Będzie nam potrzebny nowy nauczyciel obrony przed czarną magią. No, ale tym razem trzeba dobrze wybadać kandydatów, prawda?
Rodzeństwo wstało i podeszło drzwi. Już Harry dotykał klamki, kiedy te otworzyły się z takim rozmachem, że rąbnęły o ścianę. Na progu stał Lucjusz Malfoy, a pod jego ramieniem kulił się... Zgredek. Był obandażowany w wielu miejscach.
- Dobry wieczór, Lucjuszu - przywitał go uprzejmie Duymbledore.
Pan Malfoy wpadł do środka, prawie zwalając Laurę z nóg. Zgredek szedł za nim, trzymając się skraju jego szaty. Był wyraźnie przerażony.
- A więc to tak! - rzekł Lucjusz Malfoy, utkwiwszy zimne oczy w Dumbledorze. - Wróciłeś. Zostałeś zawieszony przez radę nadzorczą, a jednak uznałeś za stosowne wrócić do Hogwartu.
- Muszę ci wyznać Lucjusza, że dzisiaj otrzymałem listy od jedenastu członków rady nadzorczej. Mówię ci, to był prawdziwy deszcz słów! Usłyszeli, że zaginęła córka Artura Weasley'a i zażądali, żebym natychmiast wrócił. Wygląda na to, że jednak uważają mnie za najlepszego człowieka na tym stanowisku. Dowiedziałem się też od innych bardzo dziwnych rzeczy. Podobno zagroziłeś ich rodziną represjami, jeśli nie zgodzą się na zawieszenie mnie w obowiązkach dyrektora szkoły.
Pan Malfoy zrobił się jeszcze bardziej blady niż zwykle, ale jego oczy miotały iskry wściekłości.
- No i co... udało ci się już powstrzymać te napaści? - zapytał drwiącym tonem. - Schwytałeś już złoczyńcę?
- Tak, dokonaliśmy tego - odrzekł z uśmiechem Dumbledore.
- Tak? I kim on jest?
- To ta sama osoba, co ostatnio, Lucjuszu. Ale tym razem Lord Voldemort działał przez kogoś innego. Posłużył się tym dziennikiem.
Podniósł małą czarną książeczkę, z wypaloną w środku dziurą, obserwując Malfoya uważnie. Laura i Harry obserwowali jednak Zgredka. Skrzat wyczyniał dziwne rzeczy. Utkwił w rodzeństwu swoje wielkie oczy, wybrzuszając je znacząco i wciąż wskazywał to na dziennik, to na pana Malfoya, a jednocześnie grzmocił się pięścią po głowie.
- Ach tak... - powiedział wolno pan Malfoy.
- Sprytny plan - rzekł Dumbledore, wciąż patrząc panu Malfoyowi prosto w oczy. - Bo gdyby te oto dzieci... - pan Malfoy obrzucił ich krótkim, ostrym spojrzeniem - i ich przyjaciel Ron nie znaleźli książeczki... no cóż, cała wina spadłaby na biedną Ginny Weasley. Nikt nie zdołałby udowodnić, że nie działała z własnej woli.
Pan Malfoy milczał. Jego twarz przypominała teraz maskę.
- A wyobraź sobie - ciągnął Dumbledore - co mogłoby się wówczas stać... Weasley'owie należą do naszych najbardziej prominentnych rodzin czystej krwi. Łatwo sobie wyobrazić konsekwencje tego wszystkiego dla Artura Weasley'a i jego Ustawy o Ochronie Mugoli, gdyby się okazało, że to jego rodzona córka atakuje i uśmierca w szkole czarodziejów z rodzin mugoli. Na szczęście dziennik znaleziono, a wspomnienia Riddle'a zostały z niego usunięte. Kto wie, do czego by mogło dojść, gdyby tak się nie stało...
Pan Malfoy zmusił się do wypowiedzenia dwóch słów.
- Wielkie szczęście - powiedział bezbarwnym głosem.
A schowany za nim Zgredek wciąż wskazywał to na dziennik, to na Lucjusza Malfoya, okładając się pięścią po głowie. Rodzeństwo nagle zrozumiało. Skinęli do Zgredka, a ten cofnął się do kąta, gdzie zaczął się tarmosić za uczy.
- Nie chciałby nam pan powiedzieć, w jaki sposób ten dziennik trafił w ręce Ginny, panie Malfoy? - zapytała Laura.
Lucjusz Malfoy odwrócił się do niech.
- A niby skąd mam wiedzieć, gdzie znalazła go ta głupa dziewczyna? - warknął.
- Bo to pan go jej dał - powiedział Harry. - W Esach i Floresach. Wziął pan do ręki jej stary podręcznik transmutacji i wsunął do środka dziennik, prawda?
Białe dłonie pana Malfoya zacisnęły się, a następnie rozluźniły.
- Udowodnijcie to - syknął. 
- Och, tego nie da się już udowodnić - rzekł Dumbledore uśmiechając się do Laury i Harry'ego - skoro Riddle'a już nie ma w tej książeczce. Radziłbym ci jednak, Lucjuszu, żebyś już więcej nie rozdawał starych rzeczy Lorda Voldemorta. Gdyby coś jeszcze trafiło w niepowołane a niewinne ręce, to na przykład taki Artur Weasley na pewno by wyśledził ich źródło...
Lucjusz Malfoy zesztywniał, a dzieci dostrzegły, że prawa ręka drga mu lekko, jakby chciał sięgnąć po różdżkę. Powstrzymał się jednak i odwrócił do swojego domowego skrzata.
- Idziemy, Zgredku!
Gwałtownym ruchem otworzył drzwi, a kiedy skrzat podbiegł, wyrzucił go przez nie kopniakiem. Jeszcze długo było słychać żałosne jęki Zgredka. Rodzeństwo nie ruszało się z miejsca myśląc nad czymś gorączkowo.
- Panie profesorze - powiedziała w końcu dziewczynka - czy moglibyśmy oddać ten dziennik panu Malfoyowi?
- Oczywiście, Lauro - odrzekł spokojnie Dumbledore. - Ale pośpieszcie się. Wyprawiamy dziś ucztę, pamiętacie?
Laura chwyciła dziennik i wypadła z gabinetu. Harry domyślił się o co chodzi i wybiegł za nią. Zza rogu korytarza dobiegały ich oddalające się piski Zgredka. Zastanawiając się, czy plan Laury wypali, Harry szybko zdjął jeden but, ściągnął obślizgłą, brudną skarpetkę i włożył ją do książki. Potem pobiegli korytarzem. Dogonili ich na szczycie marmurowych schodów.
- Panie Malfoy - wydyszała Laura, zatrzymując się w biegu. - Mam coś dla pana.
I wcisnęła Malfoyowi do ręki dziennik z wystającą śmierdzącą skarpetą.
- Co do...
Pan Malfoy wyjął skarpetkę z dziennika, odrzucił ją ze wstrętem i przeniósł wściekły spojrzenie ze zniszczonej książki na rodzeństwo.
- Kiedyś skończycie tak nędznie, jak wasi rodzice - wycedził. - Oni też byli wścibskimi głupcami.
Odwrócił się, aby odejść.
- Zgredek! Idziemy! Powiedziałem, idziemy!
Ale Zgredek nie ruszał się z miejsca. Trzymał w ręku obrzydliwą, mokrą skarpetkę Harry'ego i wpatrywał się w nią, jakby była bezcennym skarbem.
- Mój pan dał Zgredkowi skarpetkę - powiedział zdumionym tonem. - Pan dał ją Zgredkowi.
- Co znowu? - warknął pan Malfoy. - Co powiedziałeś?
- Zgredek dostał skarpetkę - powtórzył skrzat z niedowierzaniem. - Mój pan ją rzucił, a Zgredek ją złapał. Zgredek jest.... wolny.
Lucjusz Malfoy zamarł, wpatrując się w skrarzata, po czym rzucił się na rodzeństwo.
- Przez was straciłem sługę!
Ale Zgredek wrzasnął:
- Nie zrobisz krzywdę Laurze i Harry'emu Potterom!
Rozległ się głośny huk i pana Malfoya odrzuciło do tyłu. Potoczył się po schodach jak worek kartofli, lądując na samym dole. Wstał natychmiast wyjął różdżkę, ale Zgredek znowu podniósł rękę, grożąc mu długim palcem.
- Teraz odejdziesz - powiedział, celując palec w pana Malfoya. - Nie tkniesz moich przyjaciół. A teraz odejdziesz.
Lucjusz Malfoy nie miał wyboru. Obrzucił ich jadowitym spojrzeniem, zamaszystym ruchem owinął się płaszczem i zniknął im z oczu.
- Laura i Harry Potterowie uwolnili Zgredka! - zawołał skrzat ochrypłym głosem, wpatrując się w rodzeństwo ogromnymi oczami, w których odbijało się światło księżyca. - Laura i Harry Potterowie uwolnili Zgredka!
- To wszystko, co mogliśmy dla ciebie zrobić, Zgredku - powiedziała Laura, uśmiechając się do niego. - Ale przyrzeknij mi, że już nigdy nie będziesz próbował ratować nam życia.
Brzydka, brązowa twarz skrzata rozciągnęła się nagle w szerokim uśmiechu.
- Mam tylko jeszcze jedno pytanie, Zgredku - rzekł Harry, kiedy skrzat trzęsącymi się rękami wciągnął na nogę jego skarpetkę. - Powiedziałeś nam, że to nie ma nic wspólnego z tym, Którego Imienia Nie Wolno Wymawiać, pamiętasz? No więc...
- To była wskazówka, sir - przerwał mu Zgredek, otwierając jeszcze szerzej oczy, jakby to było oczywiste. - Zgredek dał szansę rodzeństwu. Dawne imię Czarnego Pana można było wymawiać, prawda?
- Nooo... tak - zgodziła się Laura. - Ale na nas już czas. Wyprawiają ucztę, a nasza przyjaciółka Hermiona już pewnie się przebudziła...
Zgredek objął ich w pasie.
- Jesteście o wiele więksi, niż się Zgredkowi wydawało! - załkał. - Żegnaj Lauro Potter! Żegnaj Harry Potterze!
Błusnęło, strzeliło i Zgredek rozpłynął się w powietrzu.
Laura i Harry zadowoleni z 
siebie, ruszyli w stronę Wielkiej Sali. Na stołach były rozmaite potrawy i napoje. Zobaczyli Rona i ruszyli w jego stronę.
 

 

1 komentarz:

  1. świetna opowieść ! Czekam na następny rozdział :D
    Obserwuję i liczę na to samo :)
    Zapraszam do mnie- bo-kazdy-moze.blogspot.com (KLIKNIJ)

    OdpowiedzUsuń