sobota, 24 października 2015

"Harry Potter i ja".

ROZDZIAŁ 10

Na drugi dzień dzieci na śniadaniu
nie mogły przestać myśleć o wczorajszej nocy.
- Widzieliście tą klapę pod jego łapami?- zapytała Hermiona.
- No wiesz, ja bardziej skupiłem się na jego trzech głowach, a nie na tym na czym stał.- odpowiedział Ron.
- On musiał czegoś pilnować. Ale czego?
Harry i Laura spojrzeli na siebie. Czyżby mógł strzec tej rzeczy, którą Hagrid zabrał z banku Gringotta? Może i tak, ale na razie nie chcieli tego mówić przyjaciołom, bo chcieli najpierw o to wypytać Hagrida. Niestety dopiero w piątek tam pójdą. 
Po lekcjach Harry poszedł w umówione
miejsce, gdzie miał się spotkać z Woodem. Chłopak już tam był. Obok jego leżała jakaś walizka.
- Cześć!
- Cześć!
- Więc tak. Quidditch dość łatwo zrozumieć, nawet jeśli nie tak łatwo w niego grać. Po każdej stronie jest siedmiu graczy. Trzech z nich to ścigający.
- Trzech ścigających. - powtórzył Harry, kiedy Wood wyjął z kufra jasnoczerwoną kulę wielości piłki futbolowej.
- Ta kula nazywa się kaflem. Ścigający podają sobie kafla i starają się przerzucić go przez jedną z pętli, żeby zdobyć gola. Za każde przerzucenie zdobywa się dziesięć punktów. Wszystko jasne?
- Tak. - odpowiedział i powtórzył w głowie wszystkie słowa kolegi.
- Teraz tak... W każdej drużynie jest jeden gracz, który nazywa się obrońcą... Ja jestem obrońcą Gryfonów. Latam wokół słupków bramkowych i powstrzymuję przeciwników, żeby nie strzelili gola.
- Trzech ścigających, jeden obrońca. Grają kaflem. - rzekł Harry chcąc wszystko zapamiętać.- A te do czego służą? -wskazał na trzy pozostałe kule.
- Zaraz ci pokażę. - powiedział Wood. - Weź to.
Wręczył Harry'emu niewielką pałkę, trochę krótszą od kija do bejsbolu.
- Pokaże ci, co robią tłuczki. Te dwie kule to tłuczki.
Pokazał Harry'emu dwie identyczne, czarne i lśniące kule, trochę mniejsze od kafla. Harry zauważył, że drżą lekko, jakby chciały się uwolnić.
- Cofnij się. - ostrzegł go Wood i uwolnił jedną kulę.
Czarna kula natychmiast wzniosła się  w powietrze, a potem pomknęła w stronę Harry'ego. W ostatniej chwili chłopic ją odbił, ratując nos przed złamaniem. Kula świsnęła zygzakiem w powietrze, zawirowała i wystrzeliła w Wooda, który rzucił się na nią całym ciałem i przygwoździł do ziemi.
- Widziałeś? - wysapał, wpychając tłuczka z powrotem do klatki przymocowanej rzemieniem. - Tłuczki latają nad boiskiem, starają się zwalić graczy z mioteł. Dlatego każda drużyna ma pałkarzy. W naszej są nimi Weasleyowie. Ich zadaniem jest obrona reszty swoich przed tłuczkami i odbicie ich w stronę przeciwników. No to jak.... wszystko jasne?
Harry powtórzył wszystkie jego słowa.
- Bardzo dobrze.
- Ee... czy tłuczki już kogoś zabiły?
- W Hogwarcie nigdy. Było trochę połamanych szczęk, ale nic gorszego. A teraz posłuchaj. Ostatni członek drużyny to szukający. To właśnie ty. Ciebie nie obchodzi kafel czy tłuczki...
- Chyba, że rozwalą mi głowę.
- Nie martw się, Weasleyowie dają sobie radę z tłuczkami...zobaczysz, sami są jak para ludzkich tłuczków.
Wood sięgnął do klatki i wyjął czwartą kulę. W porównaniu z kaflem i tłuczkami była o wiele mniejsza, wielkości dużego orzecha włoskiego, złota, z maleńkimi srebrnymi skrzydełkami.
- To jest złoty znicz. - oznajmił Wood. - Kula najważniejsza ze wszystkich. Bardzo trudno ją złapać, bo jest szybka i trudna do zauważenia. Złapanie jej jest zadaniem szukającego. Musisz ją wyłowić spośród ścigających, pałkarzy, tłuczków i kafla, i złapać przed szukającym przeciwnej drużyny. Za złapanie jej zyskuje się dla swojej drużyny sto pięćdziesiąt punktów, co zwykle przesądza o wyniku meczu. Właśnie dlatego szukający są tak często faulowani. Mecz quidditch'a kończy się z chwilą złapania znicza, więc może trwać bardzo długo... Rekord wynosił prawie trzy miesiące, tak że musieli wprowadzać zastępców, żeby gracze mogli się trochę przespać. No cóż, to chyba wszystko... Masz jakieś pytania?
Harry potrząsnął głową. Zrozumiał już wszystko, nawet to, że prawdziwym problemem jest opanowanie tego wszystkiego.
- Nie będziemy ćwiczyć dzisiaj ze zniczem. - rzekł Wood, ostrożnie umieszczając go w klatce. - Jest za ciemno, moglibyśmy go zgubić. Spróbujmy na razie z tymi.
Wyciągnął z kieszeni worek ze zwykłymi piłkami golfowymi i w chwilę później on i Harry byli już w powietrzu. Wood rzucał piłkami wszędzie i na wszystkie strony, a Harry musiał je łapać.
Ćwiczyli pół godziny. Chłopiec gdy wrócił do pokoju, rzucił się na łóżko i zasnął.
Na drugi dzień, przy śniadaniu przyszła
 poczta. Ronowi mama przysłała Proroka Codziennego, czyli czarodziejską gazetę.
- Daj poczytać. - powiedział Harry, a Ron mu ją dał.
Chłopiec zobaczył na pierwszej stronie interesujący artykuł.

Włamanie do banku Gringotta.
Wczoraj ktoś próbował włamać się do skrytki 713.
Chciał wykraść jej zawartość, ale na szczęście skrytka została wypróżniona tego samego dnia, przez właściciela.  

Harry czytał to ze zdumieniem. Przecież to  stamtąd Hagrid wziął tą tajemniczą paczuszkę. Pokazał siostrze, która przeczytała i wytrzeszczyła oczy.
- To znaczy, że Hagrid musiał zabrać stamtąd coś bardzo ważnego, skoro chcieli to wykraść. Tylko co to mogło być. - powiedziała.
Nagle na talerz Harry'ego spadła duża paczka. Już chciał ją otwierać, ale było na niej napisane: Nie otwieraj przy wszystkich. Profesor McGonagall
Harry od razu po posiłku pobiegł z przyjaciółmi i siostrą do sypialni i czym prędzej otworzył. W paczce była miotła, na której było napisane złotym drukiem Nimbus Dwa Tysiące.
- Jaaaa.... To jest najszybsza miotła. - mówił z podekscytowaniem Ron.
- Tylko nikomu o tym nie mówcie.
Długo nie trwało, aż cała szkoła o tym dudniła.
W czwartek po południu Hermiona
poprosiła Harry'ego żeby zaniósł jej wypracowanie do profesora Binnsa. Chłopiec zgodził się. Gdy doszedł do pokoju drzwi były uchylone. Usłyszał jakąś rozmowę. Zajrzał przez szparę i zobaczył zakrwawioną nogę profesora Sape'a i pana Filtcha.
- Potworne stworzenie! - mówił ze złością profesor. - Myślałem, że śpi kiedy obok niego przechodziłem, a on obudził się i mnie ugryzł! Przeklęty trójgłowy potwór!
Jakaś myśl przebiegła po głowie Harry'ego. 
Nagle zobaczył, że Snape się na niego gapi. 
- Przepraszam. Czy mógłby pan to przekazać profesorowi Binnsowi? - powiedział przerażonym głosem, oddał kartkę profesorowi i pobiegł do sypialni. Opowiedział Laurze, Ronowi i Hermionie wszystko co słyszał.
- Ale co Sanpe robił na trzecim piętrze? - zapytał Ron.
- Ej.... może to on chciał wykraść to u Gringotta, a teraz dowiedział się, że to jest pod tym psem i chciał to wziąść. - podsunęła Hermiona.
- To całkiem możliwe. - odpowiedział Harry.
 Rozmawiali o tym przez cały wieczór, aż w końcu poszli spać.            
Nadszedł piątek. Harry i Laura
bardzo się cieszyli, bo dzisiaj mieli iść do Hagrida.
po lekcjach ubrali się i ruszyli w stronę chatki. Hagrid uśmiechnięty jak zawsze powitał ich i zaprosił do środka. Dał i cherbatki i poczęstował ciastkiem.
- Hagrid.... co ty wtedy zabrałeś od Gringotta? - zaczęła Laura.
- Ee... no... sprawy Hogwartu.
- A dlaczego na trzecim piętrze jest trójgłowy pies? - zapytał Harry.
- Skąd... skąd wy wiecie o Puszku?
- Puszku? To chyba nie odpowiednie imię dla trójgłowego, przerażającego psa. 
- On w cale nie jest przerażający.
- A czego on pilnuje?
- Czegoś co należy do Nicolasa Flamela.... oj cholibka nie powinienem tego mówić. 
- Proszę powiedz nam co tam jest.
- Nie mogę.... o już późno. Powinniście się zbierać. Do zobaczenia! - powiedział, a dzieci wyszły.
Gdy byli w zamku przechodzili obok jakiegoś pomieszczenia.
- Nie! Proszę! Ja nie mogę! - usłyszeli cienki głos należący do profesora Quirrella.
- Musisz! Powiedz mi jak złamać te twoje zaklęcie! - mówił jakiś głos.
- Nie mogę!
Po tych słowach usłyszeli trzask. Dzieci poczekały chwilę i weszły do pomieszczenia. Drzwi po drugiej stronie były otwarte. W rogu pokoju dostrzegli wielkie lustro, na którym było napisane: AIN EINGARP ACRESO GEWTEL AZ RAWTĄ WTE IN MAJ IBDO.
Stanęli przed lustrem. Nie byli już sami. Obok nich byli... ich rodzice, a za nimi ich cała rodzina. Wszyscy się do nich uśmiechali. Dzieciom zrobiło się przyjemnie. Patrzyli w zwierciadło godzinami. W końcu postanowili pójść do pokoju. Zastali tam Rona i Hermionę. Opowiedzieli im wszytsko co wydobyli z Hagrida.
- Nicolas Flamel? Ciekawe kto to. - powiedziała Hermiona.
- Zajmijmy się tym jutro teraz pójdźmy spać. - powiedziała sennym głosem Laura. 
Dzieci ruszyły do swoich sypialni.             
                      

1 komentarz: