poniedziałek, 19 października 2015

"Harry Potter i ja".

ROZDZIAŁ 5

       Gdy weszli na uliczkę zobaczyli wielu
 ludzi w spiczastych czapkach. Domyślili się, że to są czarodzieje.
- Witajcie na ulicy Pokątnej! - oświadczył Hagrid.
 Uśmiechnął się widząc zdumienie na twarzy rodzeństwa. Dzieci obróciły się i zobaczyły ceglany mur. Wejście znikło.
Słońce świeciło mocniej niż 
kiedykolwiek. Po drodze mijali różne sklepy.
KOTŁY - WSZYSTKIE ROZMIARY-MIEDZIANE, MOSIĘŻNE, CYNOWE, SREBRNE - SAMOMIESZALNE - SKŁADANE - głosił szyld sklepu.
- Taaa... kociołek będzie wam potrzebny. - rzekł Hagrid- Ale najpierw musimy dostać waszą forsę.
Dzieci marzyły żeby mieć dodatkową parę oczu, aby zobaczyć jak najwięcej. Szli przed siebie. Ciche pohukiwanie dochodziło ze sklepu, na którym widniał napis: CENTRUM HANDLOWE EEYLOPA - SOWY - PUCHACZE, SYCZKI, WŁOCHATKI, USZATKI ŚNIEŻNE.
- Harry, zobacz! Jaka ona piękna.- powiedziała Laura pokazując na białą sowę. Hagrid zachichotał widząc zapatrzone rodzeństwo. Poszli dalej. Kilka chłopców w wieku Harry'ego i Laury przyciskało nosy do szyby z miotłami.
- Zobaczcie - usłyszeli jednego z nich - nowe Nimbusy Dwa Tysiące... są najszybsze.
- Hagrid, ale my nie mamy ani grosza. Więc skąd weźmiemy na to wszystko pieniądze? - zapytał smutnym głosem Harry.
- To wy myślicie, że wasi starzy nic wam nie zostawili? A to się zdziwicie. - powiedział olbrzym. - Dobra, idziemy do Gringotta.
- Do czego? - zapytała dziewczynka.
- Do banku Gringotta. To jest najbezpieczniejsze miejsce na świecie, no oczywiście poza Hogwartem.
Gdy dotarli na skrzyżowanie dróg zobaczyli wielki, biały budynek, na którym było napisane złotym napisem: BANK GRINGOTTA.
Weszli tam. W środku siedziało pełno małych ludzików.
- Hagrid, kto to jest? - zapytali.
- Gobliny. Parszywe stworzenia, no ale bez nich nasze pieniądze nie były by bezpieczne.
Podeszli do wolnego goblina, który spojrzał na nich dziwnym wzrokiem.
- Dzień dobry. - powiedziały dzieci.
- Państwo Potter chciałoby iść do swojej skrytki. - oświadczył Hagrid.
- A czy państwo Potter mają swój klucz? - zapytał.
- Och, tak. - powiedział olbrzym i wyjął z jednej ze swoich kieszeń mały, złoty kluczyk i położył go na blacie. - Obym zapomniał. Mam dla pana list od psora Dumbledore'a na temat Sam-Wiesz-Czego w skrytce Sam-Wiesz-Której.
- Ach, oczywiście. - burknęło stworzenie. - Proszę za mną.
Przeszli przez długi korytarz. Lecz nie był on już biały tylko zbudowany z szarawych cegieł. Wsiedli do wózka i ruszyli z niesamowitą prędkością w dół. Po drodze mijali olbrzymie stalaktyty i stalagmity.
- Nigdy nie wiem - zawołał Harry - jaka jest różnica między stalagmitami, a stalaktytami.
- Stalagmity mają w środku "m". - odpowiedział Hagrid - I nie pytajcie mnie o nic więcej, bo zaczęło mnie mdlić.
 I faktycznie zrobił się jakiś bladszy i lekko zielonkawy. Nagle wózek zatrzymał się z głośnym piskiem. Wyszli z niego i podeszli to skrytki. Goblin włożył ów kluczyk do dziurki, przekręcił go, przejechał dłonią i drzwi się otworzyły, a ze środka wyleciał zielony dym. Harry i Laura nie mogli uwierzyć własnym oczom. W środku były góry złotych monet, kolumny srebrnych i stosy małych, brązowych knutów.
- To wszystko wasze. - oświadczył z uśmiechem Hagrid. 
 - Dobrze, że Dursleyowie o tym nie wiedzą, bo by nam wszystko zabrali. - powiedziała z nie dowierzaniem Laura.
Dzieci weszły do środka i nabrały garście monet.
- Hagrid jak się nazywają te złote monety?
- Galeony.
- A te srebrne?
- Sykle. 17 syklów to jeden galeon, a 21 knutów to jeden sykl. To łatwe. Dobra, powinno wam wystarczyć na parę semestrów. Teraz poproszę do krypty siedemset trzynaście.
Znowu wsiedli do wózka i zjechali jeszcze niżej, zatrzymując się po chwili. Stały przed nimi potężne drzwi. Tym razem goblin nie otwierał ich za pomocą kluczyka, tylko paroma dotknięciami, które wyglądały jak jakiś kod. Drzwi drgnęły i otworzyły się. Na początku dzieciom wydawało się, że nic tam nie ma, ale po chwili zobaczyli jakieś małe pudełeczko. Hagrid podniósł je i schował do kieszeni. Wyszli z banku.
- Hagrid, co tam jest? - zapytał Harry wskazując na kieszeń.
- Nic ważnego. - odpowiedział.
Dzieci spojrzały na siebie nie wierząc w te słowa.
Po zakupieniu większości rzeczy 
zostały im jeszcze różdżki.
- Idźcie do Ollivanderów. Mają tam najlepsze różdżki jakie znajdziecie na Pokątnej. - powiedział Hagrid i wskazał sklep, na którym widniał napis: OLLIVANDEROWIE:WYTWÓRCY NAJLEPSZYCH RÓŻDŻEK OD 382 R. PRZED NOWĄ ERĄ.  Obok napisu widniała różdżka.
- Dobrze, wy idźcie, a ja skoczę tylko coś załatwić.
Dzieci weszły do budynku i odłożyły zakupione rzeczy na parapet. Pomieszczenie wyglądało na puste. Stało tylko tam biurko i krzesło. Oczywiście nie licząc licznych pudełeczek. Nagle zza rzędów kartoników wysunął się starszy pan. Bardzo przestraszył rodzeństwo.
- Dzień dobry! - powiedzieli.
- Dzień dobry. Czyżby państwo Potter. Pamiętam jak wasi rodzice kupowali tu różdżki. Jakby to było wczoraj. No dobrze najpierw panie. - uśmiechnął się i wskazał na Laurę. - Hmmmm niech się zastanowię... a może ta? Spróbujmy.
Wyjął rożdżkę z pódełeczka i podał ją dziewczynce.
- Machnij ją. - powiedział.
Dziewczynka nią machnęła i wyrzuciła w powietrze parę kartoników. Mężczyzna zabrał jej różdżkę.
- Nie, ta zdecydowanie nie pasuje. No dobrze, a zobaczmy pana Harrego.
Podał inną różdżkę chłopcowi, a on nią machnął i podpalił pudełko.
- Nie, nie.
Dzieci spojrzały na siebie nie spokojnie. Próbowały z innymi różdżkami, ale żadna do nich nie pasowała.
- Trudny przypadek. - powiedział do siebie staruszek. - A może? Nie. No dobrze spróbujmy.
Wyjął dwie takie same różdżki i podał je rodzeństwu. Dzieci poczuły przyjemne ciepło w sobie. Nagle powiał lekki wietrzyk, który rozwiał brązowe włosy Laury. Uśmiechnęli się.  
- Ciekawe, bardzo ciekawe. - mruczał pod nosem mężczyzna pakując im różdżki.
- Co jest takie ciekawe? - zapytał Harry.
- No cóż. W waszych różdżkach jest pióro takiego samego Feniksa. Lecz uronił on, co jest nie spotykane, aż trzy pióra. Jedno jest w różdżce pana siostry, drugie w pana, a trzecie.... a trzecie jest w różdżce tego, który zrobił wam to. - powiedział wskazując na ich blizny. - Między wami, a nim jest jakaś więź. Bardzo dziwna więź.
Harry i Laura czuli się nieswojo  
słuchając tego co opowiadał im pan Ollivander, bo przypominało im o śmierci rodziców. Nagle ktoś zapukał w szybę. Był to Hagrid, który trzymał ów sowę, która spodobała się dzieciom. Wzięli swoje rzeczy, pożegnali się i wyszli.    

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz