niedziela, 25 października 2015

"Harry Potter i ja".

ROZDZIAŁ 11

Rodzeństwo chodziło do zwierciadła
codziennie. Chcieli widzieć swoich rodziców. Pewnego dnia, gdy tam poszli zobaczyli stojącego profesora Dumbledore'a patrzącego na nich.
- My tylko..... - wydukali.
- Wiem, że chodzicie tutaj już od kilku dni. - zaczął. - Nie mam wam tego za złe. Jednak zwierciadło Ain Eingarp zostanie przeniesione i proszę nie szukajcie go. Ciekawe zjawisko prawda? Dziwne, że kiedy w nie patrzymy widzimy rzeczy, które nam się marzą. Wy widzicie swoich rodziców. Powiem wam jedno. Tylko najszczęśliwszy człowiek na świecie mógłby używać zwierciadła Ain Eingarp jak zwykłego lustra, to znaczy, że mógłby patrzeć w nie i widzieć swoje normalne odbicie. Teraz już rozumiecie dlaczego je przenosimy?
- Ono pokazuje nam to, czego pragniemy... czego każdy z nas pragnie... - mówił Harry.
- Ono tak jakby... sprawia, że mamy nadzieje... że to prawda... to co tam widzimy. Ono nas niszczy, uzależnia. - powiedziała Laura.
- Tak i nie. - odpowiedział spokojnie Dumbledore. - Pokazuje nam ni mniej, ni więcej, tylko najgłębsze, najbardziej utęsknione pragnienie naszego serca. Wy, którzy nigdy nie znaliście swojej rodziny, widzicie ją całą, stojącą wokół was. To lustro nie dostarcza nam jednak ani wiedzy, ani prawdy. Ludzie tracą przy nim czas, oczarowani tym, co widzą, albo nawet wpadają w szaleństwo, nie wiedząc, czy to, co widzą w zwierciadle jest prawdziwe lub choćby możliwe. Tak, jak mówiła Laura. Więc tak jak mówiłem zwierciadło Ain Eingarp zostanie przeniesione. Jeśli kiedykolwiek się na nie natchniecie, zostaliście ostrzeżeni.
- Panie profesorze... Czy mógłbym o coś zapytać?
- Właśnie to zrobiłeś. - Dumbledore uśmiechnął się. - Ale dobrze, możesz mnie jeszcze o coś zapytać.
- Co pan profesor widzi, jak patrzy w lustro?
- Ja? Widzę siebie trzymającego parę grubych, wełnianych skarpetek.
Rodzeństwo wytrzeszczyło oczy.
- Nigdy się nie ma za dużo skarpetek. - powiedział Dumbledore po czym zniknął.
Dzieci udały się do swoich sypialni. Harry dopiero kiedy znalazł się w łóżku zdał sobie sprawę, że to było zbyt osobiste pytanie. Myślał, że profesor Dumbledore nie powiedział im całej prawdy.
Nadszedł listopad. Harry miał grać dziś
swój pierwszy mech quidditch'a. Trenował bardzo dużo, ale i tak się stresował. Gryffindor miał grać ze Slitherin'em.
- Spokojnie Harry. Dasz radę. - pocieszała go Laura kiedy szli go odprowadzić do szatni.
Harry poszedł się przebrać, a jego siostra i przyjaciele poszli na trybuny. Wood dał im w szatni krótką przemowę i wyszli. Gryfoni zaczęli wrzeczczeć i klaskać. Harry ujrzał Laure, Hermione, Rona i Hagrida. Nad nimi powiewał transparent, na którym widniał zmieniający kolor napis: POTTER NA PREZYDENTA!
Po chwili weszli Ślizgoni. Zaczęła się gra. Harry szybował nad boiskiem wypatrując znicza. Po kilku minutach usłyszał krzyk:
- Remis! 30:30!
Zobaczył znicz. Pognał ku niemu, ale jego miotła go nie słuchała. Latała w dół i w górę, w lewo i w prawo. Wywijała koziołki i inne akrobackie figury. Harry nie mógł nad nią zapanować. Nagle zsunął się z niej i trzymał się tylko rękami. Jego nogi latały w powietrzu.
- Co się dzieje z miotłą Harry'ego? Nic nie może jej zaszkodzić.... oprócz czarnej magii.... - powiedział Hagrid. - Cholibka! On za chwilę spadnie!
- Co? - zapytała przestraszona Laura.
Hermiona wzięła lornetkę i spojrzała przez nią na przyjaciela.
- Ktoś nią manipuluje. - rzekła i przesunęła lornetką po trybunach.
Zatrzymała się na profesorze Snape'ie.
- To Snape! Zobacz! - powiedziała i podała lornetkę Ronowi.
- Faktycznie!
- Muszę mu przeszkodzić bo inaczej Harry spadnie i się zabije! - powiedziała Hermiona i pobiegła w stronę Snape'a.
Po drodze wpadła na profesora Quirrell'a. Nie zdążyła nawet powiedzieć „przepraszam”. Zatrzymała się tuż za nim. Skierowała różdżkę na jego szatę i wypowiedziała parę dobrze dobranych słów. Koniec ubrania podpalił się. Hermiona zadowolona wróciła na swoje miejsce. Harry wdrapał się na swoją miotłę i pognał ku zniczowi. Leciał w dół. Nagle wylądował na ziemi.
- On zaraz puści pawia! - krzyczał przez mikrofon Lee Jordan.
Mówił prawdę. Harry czuł się okropnie. Coś go mdliło. Wypluł coś. Okazało się, że to był znicz.
- Mam go! - krzyknął i uniósł go w górę.
Wszyscy Gryfoni zaczęli krzyczeć ze szczęścia. Gryffindor wygrał i to dzięki niemu. Zobaczył biegnących ku niemu przyjaciół i Hagrida. Hermiona uklękła przy nim i powiedziała:
- To Snape! To on zaczarował twoją miotłe!
- Jak to?
- Przecież to się zgadza. Chciał wykraść to co jest pod Puszkiem, a ty o tym wiesz i chciał się ciebie pozbyć.
- Bzdury! Profesor Snape jest nauczycielem w Hogwarcie. Nie mógłby tego zrobić. - powiedział zapewniającym głosem Hagrid.
Nie zdążyli już nic powiedzieć, bo właśnie drużyna Gryffindor'u otoczyła Harry'ego gratulując mu.
Może i Hagrid ich zapewnił, że profesor
Snape nie chciał wykraść tago czego pilnuje Puszek i nie chciał zabić Harry'ego. Dzieci jednak wiedziały swoje.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz