ROZDZIAŁ
11
Rodzeństwo chodziło do zwierciadła
codziennie.
Chcieli widzieć swoich rodziców. Pewnego dnia, gdy tam poszli
zobaczyli stojącego profesora Dumbledore'a patrzącego na nich.
-
My tylko..... - wydukali.
-
Wiem, że chodzicie tutaj już od kilku dni. - zaczął. - Nie mam
wam tego za złe. Jednak zwierciadło Ain Eingarp zostanie
przeniesione i proszę nie szukajcie go. Ciekawe zjawisko prawda?
Dziwne, że kiedy w nie patrzymy widzimy rzeczy, które nam się
marzą. Wy widzicie swoich rodziców. Powiem wam jedno. Tylko
najszczęśliwszy człowiek na świecie mógłby używać zwierciadła
Ain Eingarp jak zwykłego lustra, to znaczy, że mógłby patrzeć w
nie i widzieć swoje normalne odbicie. Teraz już rozumiecie dlaczego
je przenosimy?
-
Ono pokazuje nam to, czego pragniemy... czego każdy z nas pragnie...
- mówił Harry.
-
Ono tak jakby... sprawia, że mamy nadzieje... że to prawda... to co
tam widzimy. Ono nas niszczy, uzależnia. - powiedziała Laura.
-
Tak i nie. - odpowiedział spokojnie Dumbledore. - Pokazuje nam ni
mniej, ni więcej, tylko najgłębsze, najbardziej utęsknione
pragnienie naszego serca. Wy, którzy nigdy nie znaliście swojej
rodziny, widzicie ją całą, stojącą wokół was. To lustro nie
dostarcza nam jednak ani wiedzy, ani prawdy. Ludzie tracą przy nim
czas, oczarowani tym, co widzą, albo nawet wpadają w szaleństwo,
nie wiedząc, czy to, co widzą w zwierciadle jest prawdziwe lub
choćby możliwe. Tak, jak mówiła Laura. Więc tak jak mówiłem
zwierciadło Ain Eingarp zostanie przeniesione. Jeśli kiedykolwiek
się na nie natchniecie, zostaliście ostrzeżeni.
-
Panie profesorze... Czy mógłbym o coś zapytać?
-
Właśnie to zrobiłeś. - Dumbledore uśmiechnął się. - Ale
dobrze, możesz mnie jeszcze o coś zapytać.
-
Co pan profesor widzi, jak patrzy w lustro?
-
Ja? Widzę siebie trzymającego parę grubych, wełnianych skarpetek.
Rodzeństwo
wytrzeszczyło oczy.
-
Nigdy się nie ma za dużo skarpetek. - powiedział Dumbledore po
czym zniknął.
Dzieci
udały się do swoich sypialni. Harry dopiero kiedy znalazł się w
łóżku zdał sobie sprawę, że to było zbyt osobiste pytanie.
Myślał, że profesor Dumbledore nie powiedział im całej prawdy.
Nadszedł
listopad. Harry miał grać dziś
swój
pierwszy mech quidditch'a. Trenował bardzo dużo, ale i tak się
stresował. Gryffindor miał grać ze Slitherin'em.
-
Spokojnie Harry. Dasz radę. - pocieszała go Laura kiedy szli go
odprowadzić do szatni.
Harry
poszedł się przebrać, a jego siostra i przyjaciele poszli na
trybuny. Wood dał im w szatni krótką przemowę i wyszli. Gryfoni
zaczęli wrzeczczeć i klaskać. Harry ujrzał Laure, Hermione, Rona
i Hagrida. Nad nimi powiewał transparent, na którym widniał
zmieniający kolor napis: POTTER NA PREZYDENTA!
Po
chwili weszli Ślizgoni. Zaczęła się gra. Harry szybował nad
boiskiem wypatrując znicza. Po kilku minutach usłyszał krzyk:
-
Remis! 30:30!
Zobaczył
znicz. Pognał ku niemu, ale jego miotła go nie słuchała. Latała
w dół i w górę, w lewo i w prawo. Wywijała koziołki i inne
akrobackie figury. Harry nie mógł nad nią zapanować. Nagle zsunął
się z niej i trzymał się tylko rękami. Jego nogi latały w
powietrzu.
-
Co się dzieje z miotłą Harry'ego? Nic nie może jej zaszkodzić....
oprócz czarnej magii.... - powiedział Hagrid. - Cholibka! On za
chwilę spadnie!
-
Co? - zapytała przestraszona Laura.
Hermiona
wzięła lornetkę i spojrzała przez nią na przyjaciela.
-
Ktoś nią manipuluje. - rzekła i przesunęła lornetką po
trybunach.
Zatrzymała
się na profesorze Snape'ie.
-
To Snape! Zobacz! - powiedziała i podała lornetkę Ronowi.
-
Faktycznie!
-
Muszę mu przeszkodzić bo inaczej Harry spadnie i się zabije! -
powiedziała Hermiona i pobiegła w stronę Snape'a.
Po
drodze wpadła na profesora Quirrell'a. Nie zdążyła nawet
powiedzieć „przepraszam”. Zatrzymała się tuż za nim.
Skierowała różdżkę na jego szatę i wypowiedziała parę dobrze
dobranych słów. Koniec ubrania podpalił się. Hermiona zadowolona
wróciła na swoje miejsce. Harry wdrapał się na swoją miotłę i
pognał ku zniczowi. Leciał w dół. Nagle wylądował na ziemi.
-
On zaraz puści pawia! - krzyczał przez mikrofon Lee Jordan.
Mówił
prawdę. Harry czuł się okropnie. Coś go mdliło. Wypluł coś.
Okazało się, że to był znicz.
-
Mam go! - krzyknął i uniósł go w górę.
Wszyscy
Gryfoni zaczęli krzyczeć ze szczęścia. Gryffindor wygrał i to
dzięki niemu. Zobaczył biegnących ku niemu przyjaciół i Hagrida.
Hermiona uklękła przy nim i powiedziała:
-
To Snape! To on zaczarował twoją miotłe!
-
Jak to?
-
Przecież to się zgadza. Chciał wykraść to co jest pod Puszkiem,
a ty o tym wiesz i chciał się ciebie pozbyć.
-
Bzdury! Profesor Snape jest nauczycielem w Hogwarcie. Nie mógłby
tego zrobić. - powiedział zapewniającym głosem Hagrid.
Nie
zdążyli już nic powiedzieć, bo właśnie drużyna Gryffindor'u
otoczyła Harry'ego gratulując mu.
Może
i Hagrid ich zapewnił, że profesor
Snape
nie chciał wykraść tago czego pilnuje Puszek i nie chciał zabić
Harry'ego. Dzieci jednak wiedziały swoje.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz