czwartek, 21 stycznia 2016

"Harry Potter i ja".

ROZDZIAŁ 47

Minął miesiąc od kiedy Laura
z niewiadomego powodu zaczęła się zadawać ze Ślizgonami. Przyjaciołom wydawało się, że z każdym dniem jej oczy były coraz bardziej ciemne i niewyraźne. Dzisiaj miał się odbyć mecz quidditcha Gryffindor vs Ravencalw. Od niego zależało, który dom zdobędzie Puchar Quidditcha. Harry nie mógł się skupić, gdyż cały czas myślał o siostrze. Jego uwagę odwracała także Cho Chang. Ładna Krukonka, która grała na pozycji szukającego. Mimo myśli, które plątały się w jego głowie, Harry starał się dać z siebie wszystko, aby Gryffindor w końcu zdobył upragniony puchar. Wszystkim Gryfonom na nim zależało, gdyż aż od siedmiu lat go nie zdobyli. Wood wiązał z Harrym duże nadzieje, ponieważ miał on Błyskawicę (najlepszą miotłę w świecie czarodziejów) i dzięki temu mieli większe szanse. Harry jednak trochę się martwił, bo wiedział, że Cho jest nie tylko ładna, ale też dobra w tym sporcie. Kiedy zabrzmiał gwizdek, zawodnicy wznieśli się w górę. Gra była zarzarta, lecz Gryfoni wygrywali. Kiedy Krukoni mieli już wbić bramkę, zawodnicy Gryffindoru zabierali im kafla. Harry krążył nad boiskiem obserwując grę. Dokładnie za nim była Cho. Kiedy Harry dostrzegł złoty znicz, było 150:10 dla Gryfonów. Pochylił sie nad miotłą i z całą prędkością ruszyl w kierunku małej kuleczki. Cho widząc to ruszyła za nim i już po chwili siedziała mu na ogonie, lecz nie mogła go dogonić. Jednak Błyskawica była o wiele lepsza od szklonych mioteł. Kiedy Harry miał znicz na wyciągnięcie ręki był tak szczęśliwy, że zapomniał o wszystkich przeszkodach, które go otaczały. Spojrzał w dół i zobaczył kilku dementorów. Przypominajac sobie lekcje z profesorem Lupinem, wyciągnął różdżkę i krzyknął na całe gardło:
- Expecto Patronum!
W kierunku czarnych plam wyleciała jasnoniebieska chmurka. Harry z ogromnym uśmiechem schował różdżkę i wyciągnął rękę w kierunku znicza. Po chwili poczuł metalową kulkę w dłoni i podniósł ją do góry. Gryfoni zaczęli krzyczeć ze szczęścia, Cho mu pogratulowała (co było bardzo miłe). Kiedy wylądował na ziemi zawodnicy Gryffidoru i cały dom zleciał się wokół niego. Ron i Hermiona byli tak samo podekscytowani jak on. Nagle w ich stronę kroczył uśmiechnięty Dumbledore i wręczył kapitanowi drużyny Puchar Quidditcha. Wood zadowolony wręczył go Harry'emu. Fred i George wzięli go na ręce i niosąc go w górze ruszyli z resztą Gryfonów do pokoju wspólnego. Świętowali wygraną przez całą noc. Jednak Harry, Ron i Hermiona nie mogli się skupić, gdyż brakowało tu jednej osoby. Laury. Nagle do salonu wpadła profesor McGonagall w szlafroku i wałkach we włosach. Nakrzyczała na nich, że robią hałas, gdy inni chcą spokojnie spać. Na tym impreza się zakończyła i wszyscy poszli spać. Harry kiedy tylko się położył od razu zasnął. Nagle usłyszał szarpanie za ramię. Obudził się, założył okulary i spojrzał na zegarek. Była pierwsza w nocy. Chłopiec odwrócił się i zobaczył przerażonego Rona.
- O co chodzi? - zapytał sennie.
- On tu był, Harry!
- Kto?
- Syriusz Black! Widziałem go! Miał nóż!
Harry wytrzeszczył oczy. Człowiek, który chce zabić go i Laure właśnie tu był. Usłyszeli kroki, rozmowy uczniów i głos profesor McGonagall. Harry i Ron wyszli przed drzwi ich sypialni i zobaczyli mnóstwo przerażonych twarzy.
- Weasley! To ty tak krzyczałeś?! - zobaczyli nauczycielkę zmierzającą w ich stronę.
- Pani profesor, on tu był! - starał się mówić spokojnym głosem Harry.
- Kto?
- Syriusz Black! - krzyknął drżącym głosem Ron i w pomieszczeniu zabrzmiały podniecone i równie przerażone szepty.
- Co ty opowiadasz, Weasley? 
- Widziałem go!
- Dobrze, sprawdzimy to - powiedziała i sie odwróciła. - Sir Cadoganie! 
- Tak? - odezwał się rycerz na obrazie. Był to ten sam, który pilnuje wejścia do pokoju wspólnego Gryffindoru.
 - Czy wpuściłeś dzisiaj jakiegoś mężczyznę?
- Tak. Znał wszystkie hasła.
Profesorka odwróciła się do uczniów.
- Kto z was zgubił hasła? - po ty spojrzała na Neville'a, który spuścił głowę.
- Ja - powiedział zawstydzony.
- Jak zwykle Longbottom - poklepała go po ramieniu. - No cóż, zdarza się.
Nagle przez wejście wszedł sam Dumbledore. Uczniowie wiedzieli, że skoro sam dyrektor tutaj przyszedł to sprawa jest poważna. Zamienił parę słów z profesor McGonagall. Po chwili profesorka zwróciła się do uczniów. 
- Dzisiaj będziecie spać w Wielkiej Sali. Prefekci będą was pilnować, a my z resztą nauczycieli przeszukay zamek.
Po tych słowach Gryfoni po kolei wychodzili z pokoju wspólnego. Po drodze chłopcy spotkali Hermionę.
- Co z Laurą? - zapytał Harry, gdyż martwił się o siostrę bardziej niż wcześniej.
- Próbowałam z nią rozmawiać, ale ona nadal jest taka sama - powiedziała zawiedziona dziewczyna.
- Nie rozumiem, co z nią jest - stwierdził Ron.
Harry i Hermiona tylko przytakneli. Kiedy weszli do Wielkiej Sali zobaczyli tam mnóstwo śpiworów. Przyjaciele wzięli po jednym i położyli się w ustronnym miejscu. Kiedy Ron i Hermiona już zasnęli, Harry jeszcze przyglądał się ścianie. Nagle zobaczył śpiącą Laurę. Wyglądała jak jego normalna ulubiona siostra, lecz jej charakter już taki nie był. Harry wiedział, że ona z własnej woli taka nie jest. Wiedział, że ktoś lub coś w jakiś sposób ją do tego zmusza. Na drugi dzień nauczyciele oznajmili, że Gryfoni mogą wrócić do pokoju wspólnego. Przeszukali każde wejście i zakamarek Hogwartu. Blacka nigdzie nie było.
        Wieczorem Harry obserwował błonia. Nagle zobaczył tego samego psa co na ulicy. Obok niego szedł rudy kot. Był to Krzywołap. Harry nie wiedział co o tym myśleć. Nagle w szybe zapukała dziobem Hedwiga. Wpuścił ją. Przyniosła list od Hagrida. Harry dał jej jedzenia i wody i zszedł do salonu, gdzie byli Ron i Hermiona.
- Przyszedł list od Hagrida - oznajmił i usiadł obok przyjaciół.
- Przeczytaj - powiedzieli jednocześnie.
Harry rozdarł koperte i wyjął wilgotną kartkę, po czym przeczytał.
  
  Dostałem list z Ministerstwa Magii. Wyrok odbędzie się jutro wieczorem. Skazali go na śmierć. Dziękuję, że próbowaliście nam pomóc. 
                                         Hagrid
PS Z Laurą już dobrze?

         Po przeczytaniu treści listu spojrzeli na siebie. Nie mogli uwierzyć, że Hardodziób umrze. Wiedzieli, że to dla Hagrida bardzo trudne, więc postanowili, że jutro do niego pójdą.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz