czwartek, 28 stycznia 2016

"Harry Potter i ja".

ROZDZIAŁ 49
           
           - Proszę, proszę. Kogo my tu mamy. Mojego kochanego braciszka i jego nędznych przyjaciół - powiedziała odwracając się w ich stronę. Zobaczyli teraz, że jej oczy nie są niewyraźne tylko całe czarne. Jakby ich w ogóle nie miała.
- Laura. Przypomnij sobie pro... - błagała Hermiona ze łzami w oczach, lecz nie dokończyła, gdyż Laura wyciągnęła rękę przed siebie i nie wiadomo jak sprawiła, że Ron i Hermiona wylecieli w powietrze i upadli kilkanaście metrów dalej. Dziewczyna zaśmiała się, ale nie był to śmiech Laury tylko kogoś innego. Znów zwróciła się do Harry'ego, a jej głos zmienił się jeszcze bardziej.
- Nadszedł twój koniec, Harry Potterze - po tym wyciągnęła rękę przed siebie i jakby nie widzialna dłoń w tym czasie chwyciła Harry'ego za gardło. Mimo tego, że próbował się wyrwać, wzniósł się razem z dziewczyną w powietrze. Na jej ustach malował jest wredny uśmieszek. Harry czuł, że niewidzialna ręka zaciska się na jego szyi.
- Mój pan będzie dumny. Bardzo dumny - powiedziała jeszcze mroczniejszym głosem.
- Twój pan? - zdziwił się Harry obawiając się najgorszego.
- Dzięki mnie odzyska swoje siły i zapanuje nad tym nędznym światem.
- Mówisz o Voldemorcie?
- Jak śmiesz wypowiadać jego imię?!
- Laura, on cię opętał! Obudź się!
Po tych słowach niewidzialna ręka zacisnęła się jeszcze bardziej.
- To twój koniec.
- Laura! Przypomnij sobie! Wiem, że gdzieś w środku jest moja siostra! Przypomnij sobie!
- Zamknij się!
Harry jednak próbował dalej. Czuł, że w końcu się uda.
- Pamiętasz jak nagle z kominka u Dursley'ów wylatywały listy? Albo jak przyszedł po nas Hagrid! Byliśmy wtedy szczęśliwi. Albo jak wyrósł Dudleyowi świński ogonek? I jak poznaliśmy Rona i Hermionę. Wiem, że to pamiętasz.
Niewidzialna ręka coraz bardziej zaciskała się na szyi Harry'ego, ale w Laurze się coś zmieniło. Jej oczy zrobiły się jaśniejsze. Po policzku spłynęła jej pojedyncza łza. Nagle ucisk zmalał i Harry spadł na ziemie. Chwile po nim to samo stało się z Laurą. Kiedy upadła na ziemie chłopiec zorientował się, że jest nieprzytomna. Podbiegł do niej i usiadł obok jej bladego ciała. Obok niego znaleźli się Ron i Hermiona. Oboje mieli przerażone miny. Harry starał się jednak zachować spokojny wyraz twarzy choć w środku był tak samo przerażony jak oni.
- I co my teraz zrobimy? - zapytał Ron spoglądając na przyjaciół.
- Jak to co? Zabierzemy ją do pani Pomfrey - powiedziała Hermiona widocznie przestraszonym głosem.
Harry jednak nie słuchał co mówią jego przyjaciele. Zwrócił on uwagę na naszyjnik na szyi Laury. Chcąc mu się przyjrzeć wziął go do ręki. 
       Nagle wszystko zaczęło wirować.Wyraźna
była tylko Laura i on sam.Nagle wszystko się zatrzymało. Nie byli już na błoniach Hogwartu, tylko na jakimś cmentarzu.

wtorek, 26 stycznia 2016

"Harry Potter i ja".

                         ROZDZIAŁ 48
            
Na drugi dzień, zaraz po lekcjach, 
kiedy uczniowie (w tym Harry, Hermiona i Ron) wracali z lekcji zielarstwa przed wejściem do zamku stało trzech mężczyzn. Dumbledore, jakiś człowiek ubrany na czarno i sam Korneliusz Knot. Przyjaciele wiedzieli co to oznacza: wyrok Hardodzioba zbliżał się coraz szybciej. Czym prędzej pobiegli do pokoju wspólnego Gryffindoru, wzięli pelerynę niewidkę i szczelnie się nią okryli. Tak, żeby nie był ich widać. Kiedy byli już tego pewni pognali do domku Hagrida. Zapukali w drzwi i czekali. Usłyszeli szczekanie Kła i otwierające się drzwi. Stanął w nich olbrzym. Rozglądnął się i już chciał zamykać drzwi kiedy przyjaciele zdjęli pelerynę. Hagrid lekko podskoczył i zapytał wściekłym głosem:
- Co wy tu robicie?!
- Przyszliśmy cię odwiedzić przed wiesz sam czym - powiedział Ron.
- Nie powinniście tutaj przychodzić! - mimo tych słów zachęcił przyjaciół do wejścia. - Jak ktoś się dowie, że tutaj przyszliście, to będziecie mieć kłopoty.
Hagrid cały drgał ze zdenerwowania. Przyjaciele usiedli razem z nim na kanapie, a Hermiona poszła zrobić herbatę. Chłopcy rozmawiali z Hagridem na różne tematy, lecz olbrzym najbardziej interesował się Laurą. Nagle usłyszeli wszask Hermiony. Zanim zdążyli zapytać co się stało, dziewczynka podeszła do nich i z przerażeniem postawiła przed nimi słoik.
- Eeee.... przestraszyłaś się słoika? - zdziwił się Harry.
- Nie! - oburzyła się i wysypała jego zawartość.
- Parszywek! - krzyknął radośnie Ron i porwał w ręce starego szczura. - Jak on się tu znalazł?
- Musiał od ciebie uciec, co oznacza, że Krzywołap nawet go nie dotknął - oznajmiła Hermiona i usiadła obok nich.
- Najważniejsze, że nic mu nie jest - powiedział rudowłosy i wepchnął szczura do kieszeni.
Usłyszeli czyjeś kroki. Hagrid wstał i wyjrzał przez okno. Do jego chatki zbliżał się Knot z tajemniczym mężczyzną oraz Dumbledore.
- Cholibka! Już są! Wyjdźcie tylnymi drzwiami!
Harry wziął pelerynę niewidkę i razem z Ronem i Hermioną wyszli z domu ich przyjaciela. Przeszli obok zdenerwowanego Hardodzióba i schowali się za murkiem, aby posłuchać rozmowę.
- Witaj Hagridzie - powiedział Knot kiedy weszli do chatki.
- Psorze, pan wie... proszę - prosił Hagrid Dumbledore'a.
- Hagridzie, ja nie moge nic zrobić. Jednak będę ci towarzyszył - odpowiedział ochrypłym głosem dyrektor.
Nastała niezręczna cisza, którą przerwał Korneliusz Knot.
- Dobrze, więc do rzeczy - oznajmił smutnym głosem i wyjął zza kurtki w prążki zwój pergaminu i zaczął czytać jego zawartość. Kiedy był już przy końcu, Hermiona powiedziała drżącym głosem:
- Chodźmy, nie chcę na to patrzeć.
Wstali i pobiegli w stronę zamku. Zatrzymali się nieopodal lasu żeby jeszcze raz zobaczyć Hardodzioba. Właśnie wtedy kat z ogromną siekierą robił zamach i.... i narzędzie zatopiło się w szyi zwierzęcia. Był to okropny widok. Hermiona była tak przerażona, że przytuliła się do Rona. To był najsmutniejszy widok, jaki kiedykolwiek widzieli. Mimo podłych nastrojów i chęci pójścia do Hagrida, przyjaciele ruszyli w stronę zamku. Nagle ku ich zdziwieniom w ich kierunku biegł przerażony Malfoy. Przyjaciele nie zwracali na niego uwagi.
- Potter! - wydyszał.
- Czego chcesz, Malfoy?
- Twoja siostra.
- Coś z Laurą? - zaniepokoiła się Hermiona.
- Coś z nią nie tak. Ona... ona wyszła z zamku. Tak jakby coś ja opętało. Jakby ktoś kierował jej ciałem.
- Gdzie ona jest? - zapytał Ron uspokajając Parszywka, który miotał się w jego kieszeni.
- Chodźcie!

                     Przyjaciele mimo obawy, że Malfoy robi sobie z nich żarty, pobiegli za Ślizgonem. Kiedy znaleźli się dosyć blisko bijącej wierzby, ujrzeli stojącą niedaleko Laurę. Stała do nich tyłem i miała spuszczoną głowę. Podeszli bliżej i wtedy się odezwała, lecz jej głos nie był taki samy. Był jeszcze zimniejszy niż ten, który miała przez ostatnie kilka tygodni. Był obcy.

czwartek, 21 stycznia 2016

"Harry Potter i ja".

ROZDZIAŁ 47

Minął miesiąc od kiedy Laura
z niewiadomego powodu zaczęła się zadawać ze Ślizgonami. Przyjaciołom wydawało się, że z każdym dniem jej oczy były coraz bardziej ciemne i niewyraźne. Dzisiaj miał się odbyć mecz quidditcha Gryffindor vs Ravencalw. Od niego zależało, który dom zdobędzie Puchar Quidditcha. Harry nie mógł się skupić, gdyż cały czas myślał o siostrze. Jego uwagę odwracała także Cho Chang. Ładna Krukonka, która grała na pozycji szukającego. Mimo myśli, które plątały się w jego głowie, Harry starał się dać z siebie wszystko, aby Gryffindor w końcu zdobył upragniony puchar. Wszystkim Gryfonom na nim zależało, gdyż aż od siedmiu lat go nie zdobyli. Wood wiązał z Harrym duże nadzieje, ponieważ miał on Błyskawicę (najlepszą miotłę w świecie czarodziejów) i dzięki temu mieli większe szanse. Harry jednak trochę się martwił, bo wiedział, że Cho jest nie tylko ładna, ale też dobra w tym sporcie. Kiedy zabrzmiał gwizdek, zawodnicy wznieśli się w górę. Gra była zarzarta, lecz Gryfoni wygrywali. Kiedy Krukoni mieli już wbić bramkę, zawodnicy Gryffindoru zabierali im kafla. Harry krążył nad boiskiem obserwując grę. Dokładnie za nim była Cho. Kiedy Harry dostrzegł złoty znicz, było 150:10 dla Gryfonów. Pochylił sie nad miotłą i z całą prędkością ruszyl w kierunku małej kuleczki. Cho widząc to ruszyła za nim i już po chwili siedziała mu na ogonie, lecz nie mogła go dogonić. Jednak Błyskawica była o wiele lepsza od szklonych mioteł. Kiedy Harry miał znicz na wyciągnięcie ręki był tak szczęśliwy, że zapomniał o wszystkich przeszkodach, które go otaczały. Spojrzał w dół i zobaczył kilku dementorów. Przypominajac sobie lekcje z profesorem Lupinem, wyciągnął różdżkę i krzyknął na całe gardło:
- Expecto Patronum!
W kierunku czarnych plam wyleciała jasnoniebieska chmurka. Harry z ogromnym uśmiechem schował różdżkę i wyciągnął rękę w kierunku znicza. Po chwili poczuł metalową kulkę w dłoni i podniósł ją do góry. Gryfoni zaczęli krzyczeć ze szczęścia, Cho mu pogratulowała (co było bardzo miłe). Kiedy wylądował na ziemi zawodnicy Gryffidoru i cały dom zleciał się wokół niego. Ron i Hermiona byli tak samo podekscytowani jak on. Nagle w ich stronę kroczył uśmiechnięty Dumbledore i wręczył kapitanowi drużyny Puchar Quidditcha. Wood zadowolony wręczył go Harry'emu. Fred i George wzięli go na ręce i niosąc go w górze ruszyli z resztą Gryfonów do pokoju wspólnego. Świętowali wygraną przez całą noc. Jednak Harry, Ron i Hermiona nie mogli się skupić, gdyż brakowało tu jednej osoby. Laury. Nagle do salonu wpadła profesor McGonagall w szlafroku i wałkach we włosach. Nakrzyczała na nich, że robią hałas, gdy inni chcą spokojnie spać. Na tym impreza się zakończyła i wszyscy poszli spać. Harry kiedy tylko się położył od razu zasnął. Nagle usłyszał szarpanie za ramię. Obudził się, założył okulary i spojrzał na zegarek. Była pierwsza w nocy. Chłopiec odwrócił się i zobaczył przerażonego Rona.
- O co chodzi? - zapytał sennie.
- On tu był, Harry!
- Kto?
- Syriusz Black! Widziałem go! Miał nóż!
Harry wytrzeszczył oczy. Człowiek, który chce zabić go i Laure właśnie tu był. Usłyszeli kroki, rozmowy uczniów i głos profesor McGonagall. Harry i Ron wyszli przed drzwi ich sypialni i zobaczyli mnóstwo przerażonych twarzy.
- Weasley! To ty tak krzyczałeś?! - zobaczyli nauczycielkę zmierzającą w ich stronę.
- Pani profesor, on tu był! - starał się mówić spokojnym głosem Harry.
- Kto?
- Syriusz Black! - krzyknął drżącym głosem Ron i w pomieszczeniu zabrzmiały podniecone i równie przerażone szepty.
- Co ty opowiadasz, Weasley? 
- Widziałem go!
- Dobrze, sprawdzimy to - powiedziała i sie odwróciła. - Sir Cadoganie! 
- Tak? - odezwał się rycerz na obrazie. Był to ten sam, który pilnuje wejścia do pokoju wspólnego Gryffindoru.
 - Czy wpuściłeś dzisiaj jakiegoś mężczyznę?
- Tak. Znał wszystkie hasła.
Profesorka odwróciła się do uczniów.
- Kto z was zgubił hasła? - po ty spojrzała na Neville'a, który spuścił głowę.
- Ja - powiedział zawstydzony.
- Jak zwykle Longbottom - poklepała go po ramieniu. - No cóż, zdarza się.
Nagle przez wejście wszedł sam Dumbledore. Uczniowie wiedzieli, że skoro sam dyrektor tutaj przyszedł to sprawa jest poważna. Zamienił parę słów z profesor McGonagall. Po chwili profesorka zwróciła się do uczniów. 
- Dzisiaj będziecie spać w Wielkiej Sali. Prefekci będą was pilnować, a my z resztą nauczycieli przeszukay zamek.
Po tych słowach Gryfoni po kolei wychodzili z pokoju wspólnego. Po drodze chłopcy spotkali Hermionę.
- Co z Laurą? - zapytał Harry, gdyż martwił się o siostrę bardziej niż wcześniej.
- Próbowałam z nią rozmawiać, ale ona nadal jest taka sama - powiedziała zawiedziona dziewczyna.
- Nie rozumiem, co z nią jest - stwierdził Ron.
Harry i Hermiona tylko przytakneli. Kiedy weszli do Wielkiej Sali zobaczyli tam mnóstwo śpiworów. Przyjaciele wzięli po jednym i położyli się w ustronnym miejscu. Kiedy Ron i Hermiona już zasnęli, Harry jeszcze przyglądał się ścianie. Nagle zobaczył śpiącą Laurę. Wyglądała jak jego normalna ulubiona siostra, lecz jej charakter już taki nie był. Harry wiedział, że ona z własnej woli taka nie jest. Wiedział, że ktoś lub coś w jakiś sposób ją do tego zmusza. Na drugi dzień nauczyciele oznajmili, że Gryfoni mogą wrócić do pokoju wspólnego. Przeszukali każde wejście i zakamarek Hogwartu. Blacka nigdzie nie było.
        Wieczorem Harry obserwował błonia. Nagle zobaczył tego samego psa co na ulicy. Obok niego szedł rudy kot. Był to Krzywołap. Harry nie wiedział co o tym myśleć. Nagle w szybe zapukała dziobem Hedwiga. Wpuścił ją. Przyniosła list od Hagrida. Harry dał jej jedzenia i wody i zszedł do salonu, gdzie byli Ron i Hermiona.
- Przyszedł list od Hagrida - oznajmił i usiadł obok przyjaciół.
- Przeczytaj - powiedzieli jednocześnie.
Harry rozdarł koperte i wyjął wilgotną kartkę, po czym przeczytał.
  
  Dostałem list z Ministerstwa Magii. Wyrok odbędzie się jutro wieczorem. Skazali go na śmierć. Dziękuję, że próbowaliście nam pomóc. 
                                         Hagrid
PS Z Laurą już dobrze?

         Po przeczytaniu treści listu spojrzeli na siebie. Nie mogli uwierzyć, że Hardodziób umrze. Wiedzieli, że to dla Hagrida bardzo trudne, więc postanowili, że jutro do niego pójdą.

poniedziałek, 18 stycznia 2016

"Harry Potter i ja".

ROZDZIAŁ 46

Lekcja obrony przed czarną magią
stała się najbardziej lubianym przedmiotem. Lekcje z profesorem Lupinem były bardzo ciekawe. Przerobili Czerwone kapturki, boginy, zwodniki, druzgotki i kappy. Dzisiaj, kiedy mieli nadzieję na kolejną interesującą lekcję, wszystko się zmieniło. Kiedy byli już w klasie i czekali na profesora Lupina do pomieszczenia wszedł inny, najmniej lubiany nauczyciel. Profesor Snape. Szybkim krokiem podszedł do biurka i powiedział ostrym głosem:
- Otwórzcie na stronie 567.
Uczniowie z posępnymi minami otworzyli na wskazanej stronie. 
- Wilkołaki? Dopiero co przerobiliśmy kappy. Tą lekcję mieliśmy mieć dopiero za miesiąc - zdziwiła się Hermiona.
- Czy ktoś, panno Granger, pytał cię o zdanie? Jeszcze raz, a twój dom straci punkty - odpowiedział mroźnym głosem profesor.
Snape odwrócił się i rozwinął papier, na którym były rysunki i napisy.
- Czy ktoś wie, co to są wilkołaki?
Tylko Laura i Hermiona podniosły ręce.
- Nie? No dobrze...
- Ja wiem, panie profesorze... i Hermiona także - powiedziała spokojnym głosem Laura, choć w środku taka nie była.
- Ktoś ci pozwolił coś powiedzieć, panno Potter?
Laura nie zważając na słowa nauczyciela powiedziała:
-  Wilkołak występuje na całym świecie, chociaż podejrzewa się, że pochodzi z północnej Europy. W wilkołaka można się zamienić wyłącznie na skutek ugryzienia przez jednego z nich. Nie znaleziono jeszcze na to lekarstwa, ale ostatnie odkrycia w dziedzinie eliksirów zmniejszyły wydatnie najgorsze symptomy przemiany. Raz w miesiącu, przy pełni księżyca, zazwyczaj normalny, o zdrowych zmysłach czarodziej lub mugol zamienia się w krwiożerczą bestię. Jako jedne z nielicznych fantastycznych zwierząt, Wilkołaki specjalnie poszukują ludzi, ponieważ jest to ich ulubiona zdobycz - powiedziała jednym tchem, a na końcu zamrugała szybko powiekami.
- Tego już za wiele! Minus 10 punktów dla Gryffindoru!
Gryfoni nie widzieli powodu, z którego profesor tak postąpił, jednak nie dziwili się, gdyż Snape za wszystko odejmował im punkty. Cała lekcja była taka sama. Nikt się już nie odezwał ani słowem. Kiedy profesor Lupin wrócił ze zwolnienia, gdyż był chory (a przynajmniej wszyscy tak myśleli, oprócz Laury i Hermiony) połowa uczniów, którzy zdążyli mieć lekcję obrony przed czarną magią z  profesorem Snapem zaczęła się skarżyć. nauczyciel mógł tylko ich uspokajać, że się tym zajmie. 
 Nadszedł luty, który był najlepszym
 miesiącem w całym roku szkolnym. Najlepszym, ponieważ Harry w końcu odzyskał swoją ukochaną miotłę. Profesor McGonagall oddała ją po dwóch miesiącach "badań" i stwierdziła, że nie jest zaczarowana i że Harry może już spokojnie na niej latać. 
- A nie mówiłem? Nie potrzebnie zawracałyście jej głowę - powiedział od razu Ron do dziewczyn.
- Nie przesadzaj. Bałyśmy się, że Harry'emu coś się stanie - odpowiedziała Hermiona i obie poszły do biblioteki.
Ten miesiąc mimo wszystko
był także najgorszy i najdziwniejszy. To co się wydarzyło przekonało przyjaciół, że luty mimo odzyskania miotły był okropny i dziwny. Zaczął się dzień, który zapowiadał się całkiem normalnie, lecz taki nie był. Kiedy Harry, Ron i Hermiona wstali zdziwili się, że nigdzie nie ma Laury. Pomyśleli, że jest już na śniadaniu więc poszli do Wielkiej Sali. Ku ich zdziwieniom Laura nie siedziała przy stole Gryffindoru tylko przy stole.... Slitherinu! Szybko tam podeszli. Dziewczyna siedziała obok Dracona (ich największego wroga) i się śmiała. Kiedy rozmowy ucichły spojrzała na nich. Jej oczy były jakieś dziwne... tak jakby.... zamglone.
- Laura, co ty robisz? - zapytała Hermiona.
- Patrzcie kto przyszedł! Mój kochany braciszek ze zdrajcą krwi i szlamą! - powiedziała i Ślizgoni ryknęli śmiechem.
- Co ci jest? - zdziwił się Harry.
- Mi? Chyba coś ci się pomyliło, bo to nie ja zadaję się z rudym... Jakim prawem my w ogóle jesteśmy spokrewnieni? - spojrzała na Dracona, a on wzruszył ramionami.
- Idziesz z nami? - zapytał niepewnie Ron.
- Z wami? Do tej bandy przygłupów? Chyba sobie śnisz....
- Chodźcie.... - powiedziała smętnie Hermiona i wraz z Ronem i Harrym ruszyli w stronę stołu Gryffindoru.
- Jak ja mogłam się z nimi zadawać? - usłyszeli z oddali głos Laury.
Usiedli na swoich miejscach, ale nie mieli ochoty na jedzenie.
- To się dzieje naprawdę? - zmarszczył czoło Ron.
- Chyba tak - odpowiedziała Hermiona.
- Co jej się stało.... - powiedział nadal oszołomiony Harry.
Tak było przez długi czas. Laura zadawała się ze Ślizgonami i cały czas obrażała Gryfonów, a w szczególności Harry'ego, Rona i Hermionę. Przyjaciele nie wiedzieli co robić. Codziennie próbowali dowiedzieć się co jej się stało, ale ona nie chciała z nimi rozmawiać. Nawet nauczyciele zauważyli zmianę w jej zachowaniu, gdyż z przyjacielskiej i mądrej Laury zmieniła się w wredną i oziębłą dziewczynę. 
- Potter! - pewnego dnia przyjaciele usłyszeli głos Malfoy'a.
- Czego chcesz, Malfoy? - zapytał niechętnie Harry.
- Chodźcie - odpowiedział chłopak i kiwnął głową na pusty kąt.
Kiedy się w nim znaleźli Harry powiedział:
- Czego chcesz? Jakoś nie mam ochoty na rozmowę z tobą...
- A myślisz, że ja mam? Chodzi o Laurę...
- O! Nagle zaczęła cię interesować? - zdziwiła się Hermiona i założyła ręcę.
- Czemu ona tak nagle zaczęła się z nami zadawać? - odpowiedział ignorując dziewczynę.
- Też chcielibyśmy to wiedzieć - powiedział Ron.
- Tak sobie myślałem... może jest pod wpływem Imperiusa?
- Imperiusa? Nie... to nie możliwe... bo niby kto miałby ją kontrolować? Jedynie ktoś z nauczycieli - powiedziała Hermiona kręcąc głową. Harry nie dokońca wiedział co to jest "Imperius", ale później stwierdził, że to jakieś zaklęcie.
- A tak w ogóle... to od kiedy ty się tak martwisz o Laurę? - zdziwił się Harry.
- Po prostu nie chcę żeby się zadawała ze Ślizgonami - powiedział chłodno i odszedł. Przyjaciele spojrzeli się na siebie. "Czyżby on się zakochał w Laurze?" pomyśleli. 
Każdy się ich pytał co się dzieje
z Laurą, lecz przyjaciele sami nie wiedzieli. Hagrid przysyłał listy żeby się dowiedzieć, a oni tylko odpisywali: "Nie mamy pojęcia". Martwili się jak długo to jeszcze potrwa. 


sobota, 16 stycznia 2016

"Harry Potter i ja".

ROZDZIAŁ 45

Nadeszło Boże Narodzenie.
Najlepszy czas w całym roku szkolnym - nie było lekcji. Ron i Hermiona w tym roku także zostali w szkole. Rano, kiedy się obudzili, zeszli na dół. Zastali pod choinką w salonie pełno prezentów. Jak zwykle wszyscy dostali sweterki od pani Weasley i słodycze od Hagrida, lecz oprócz słodyczy, Harry i Laura dostali coś jeszcze. Dwa oprawione, takie same zdjęcia ich rodziców. Jeden dla Harry'ego, a drugi dla Laury. Lily i James byli na nim uśmiechnięci i wydawało się, że tańczyli. To był najpiękniejszy prezent jaki mogliby dostać. Ku ich zdziwieniu były jeszcze dwie paczki. Jedna zaadresowana do ich dwóch, a druga do Laury. Najpierw otworzyli paczkę, która była dla ich dwóch. Obydwoje westchnęli z podniecenia. W środku (dla Harry'ego) czekała nowa miotła. Ta sama, którą widzieli na ulicy Pokątnej. Była to Błyskawica. Jak Harry ją wyjął i zaczął oglądać, podbiegł do niego Ron, wpychając się między rodzeństwo, aby "pomóc" Harry'emu w oglądaniu. Laura równie podekscytowana wyjęła z tej samej paczki kolejną część jej ulubionej serii: "Niesamowita podróż: Wzgórze czarownic". Była to najnowsza część, więc trudno było ją gdziekolwiek zdobyć. Laura wstała i usiadła obok Hermiony i obie zaczęły rozmawiać na temat książki. 
- Według mnie - zaczęła Hermiona - powinniście zanieść to do profesor McGonagall.
- Co powinniśmy zanieść? - zdziwił się Harry wciąż oglądając Błyskawicę.
- Tę miotłę i książkę. Skąd wiecie, czy nie przysłał ich wam Syriusz Black?
- Nie przesadzaj, Hermiono - powiedział Ron. - Ty wszędzie widzisz zagrożenie.
Dziewczynka prychnęła i zwróciła się do Laury.
- Może rozpakujesz tą drugą paczkę?
Dziewczyna od razu pochyliła się nad pudełkiem i zaczęła rozdzierać papier. Kiedy pozbyła się papieru, otworzyła pudełko. W środku był jakiś materiał i list. Laura chwyciła papier i przeczytała na głos, odgarniając kosmyk włosów za ucho.

Lauro,
Przez tyle lat Cię zaniedbywałem, więc postanowiłem się odwdzięczyć. Wiem, że strata rodziców była dla Ciebie i Harry'ego bardzo bolesna. Postanowiłem znaleźć coś, co na pewno Ci się spodoba. Jest to sukienka, którą miała niegdyś Twoja mama na pierwszym balu. Mam nadzieję, że Ci się spodoba i potraktujesz ją jako pamiątkę. Odszukałem ją, gdyż pewnie w końcu będziesz mieć swój bal, więc Ci się przyda.
Wybacz te wszystkie lata nieobecności,
Twój ojciec chrzestny.

Ostatnie słowa wypowiedziała tak powoli, że wydawało się, że ktoś zwolnił czas. 
- Zobacz - zachęcił ją Harry. 
Laura odłożyła list i wyjęła materiał, który był w środku. Uniosła ją i uśmiechnęła się. Była to naprawdę piękna sukienka. Była w odcieniu pięknego różu. Sięgałaby jej zapewne do kostek. Miała krótki rękawek. Na górę sukienki była nałożona delikatna, biała koronka.
- Jaka piękna - westchnęła odkładając ją do pudełka.
- Dostałaś ją od ojca chrzestnego? - zapytał Ron z pełną buzią cukierków.
- Tak, Ronaldzie, ale to chyba nie jest najważniejsze, nieprawdaż? - powiedziała do niego ostrym tonem Hermiona.
- A co jest?
- To pamiątka po mamie - powiedzieli równocześnie Laura i Harry wpatrując się w sukienkę.
Po tym spojrzeli na siebie i się zaśmiali. 
Nagle do pokoju wszedł Wood.
Kiedy zobaczył miotłę na kolanach Harry'ego pisnął cicho z podekscytowania i usiadł obok chłopca. 
- Czy... czy to Błyskawica? -zapytał rozpromieniony.
- Taak - odpowiedział dumie Harry patrząc na miotłę.
- Idealnie! - krzyknął Wood i poderwał się na nogi. - W końcu masz nową miotłę! Nie musimy się martwić o to, że przegramy!
- A nie pomyśleliście, że ta miotła może być zaczarowana? - zapytała Hermiona.
- Hermiono, miotły tak łatwo nie idzie zaczarować.
- Ja jednak się z nią zgadzam - powiedziała Laura wstając z podłogi. - Nie wiadomo od kogo ona jest. Harry, powinieneś ją zanieść do profesor McGonagall.
- Oj, dziewczyny! Nie przesadzajcie! - powiedział Ron z już pustą buzią.
- No właśnie! Lepiej chodźmy ją wypróbować! - powiedział Wood i wszyscy troje wyszli z pomieszczenia.
Dziewczyny spojrzały na siebie i westchnęły. Zaczęły rozmawiać na temat tej miotły i stwierdziły, że jeśli Harry nie chce powiedzieć o niej nauczycielce, to one to zrobią. Zadowolone wstały i pobiegły do gabinetu profesorki. Opowiedziały jej wszystko i gdy nauczycielka ruszyła w kierunku boiska do guidditcha (tam byli chłopcy) one poszły do biblioteki. Kiedy profesor McGonagall zdyszana dobiegła do boiska akurat Ron testował Błyskawicę.
- Weasley! Złaź z tego, natychmiast! Potter! Wood! Do mnie! 
Kiedy Ron wylądował na ziemi wszyscy troje ruszyli w stronę nauczycielki.
- Oddaj mi to! - powiedziała ostrym tonem i Ron zmuszony niechętnie oddał miotłę. - Co wam strzeliło do głowy?!
- Ale o cho chodzi, pani profesor? - zdziwił się Wood.
- O co chodzi?! Chodzi o to, że bez żadnego pozwolenia wyszliście na boisko pomimo tego, że jest stanowczy zakaz. Potter, powiedz, skąd masz tą miotłę?
- Dostałem - odpowiedział.

- Muszę ją niestety skonfiskować. Może być pod wpływem czarnej magii albo czegoś innego. Profesor Flitwick i pani Hooch się tym zajmą.
- A ile to potrwa? - powiedział zrezygnowany Ron.
- Kilka miesięcy. Musimy ją całą rozebrać, aby ją dokładnie sprawdzić.
- Rozebrać?! - zdziwili się troje naraz.
- Tak. Ale nie martwcie się. Jeśli stwierdzimy, że jest czysta to ją poskładamy. A teraz do zamku! Już!
Wszyscy z posępnymi minami (oprócz profesorki, bo ta była uśmiechnięta) ruszyli w stronę zamku. Kiedy weszli do pokoju wspólnego, zastali tam Laurę i Hermionę, lecz nie chciało im się z nimi gadać. Nie byli na nie złe tylko po prosty byli w zbyt posępnych humorach, aby z kimkolwiek rozmawiać.
Kiedy zakończył się okres 
świąteczny, wszyscy wrócili do swoich obowiązków. Pierwszą lekcją w tym dniu było Wróżbiarstwo, czyli najmniej lubiany przedmiot przez przyjaciół. Hermiona się z niego wypisała. Laura też chciała to zrobić, ale jednak została, aby Harry i Ron nie dostali szału. Ta lekcja jak zwykle była strasznie nudna. Opary wydobywające się z kominka sprawiły, że wszyscy byli senni. Tylko Lavender Brown i Parvati Patil z zainteresowaniem słuchały profesor Trelavney. Kiedy lekcja się skończyła wszyscy odetchnęli z ulgą i z pośpiechem wychodziły z klasy. Jednak Laura i Harry z niewiadomych przyczyn musieli zostać.
- O co chodzi, pani profesor? - zapytała uprzejmie Laura.
- Chciałabym z wami o czymś porozmawiać... 
Zbliżyła się bliżej do nich. Nagle jej oczy się zamknęły, a kiedy je otworzyła były jakieś jaśniejsze niż zwykle. Zaczęła coś mówić, jeszcze bardzie tajemniczym głosem niż zazwyczaj. Wydawało się, że wpadła w jakiś trans.
- Oto nadchodzą ci, którzy mają moc pokonania Czarnego Pana...
Zrodzoni z tych, którzy trzykrotnie mu się oparli, a narodzą się, gdy siódmy miesiąc dobiegnie końca...
A choć Czarny Pan naznaczy ich jako równych sobie, będą mieli moc, jakiej Czarny Pan nie zna...
I jeden z nich musi zginąć z ręki drugiego, bo żaden nie może żyć, gdy drugi przeżyje...
Ci, którzy mają moc pokonania Czarnego Pana narodzą się gdy siódmy miesiąc dobiegnie końca...
Nagle otrząsnęła się i jakby nieświadoma niczego powiedziała:
- Na co jeszcze czekacie? Idźcie, bo się spóźnicie na następną lekcję!
Odwróciła się i usiadła na swoim fotelu. Kiedy Laura i Harry szli korytarzem na lekcję transmutacji byli lekko przerażeni tym, co powiedziała nauczycielka.
- Myślisz, że chodziło o nas? - zapytał Harry.
- Jasne, że tak. Urodziliśmy się na końcu lipca. Musi chodzić o nas. Tylko nie rozumiem tego: "Jeden z nich musi zginąć z ręki drugiego, bo żaden nie może żyć, gdy drugi przeżyje...". Przecież nas jest dwóch - zdziwiła się dziewczyna.
- Faktycznie.... nie rozumiem tego.
Nagle za nimi pojawiła się Hermiona.
- Jak ty to zrobiłaś?! - zdziwił się Harry.
- Nie ważne - powiedziała i spojrzała na zegarek. - 10 minut do lekcji.... wspaniale.
Przed nimi pojawił się Ron i z uśmiechem na twarzy.
- Co chciała od was ta wariatka?
Rodzeństwo spojrzało na siebie i odciągnęli przyjaciół na bok, po czym wszystko im opowiedzieli.
- Nie słuchajcie jej. Pewnie znowu sobie coś wymyśliła - powiedziała Hermiona.
- Taaa, łatwo ci mówić - odpowiedział Harry, po czym wszyscy czworo weszli do klasy.
  Laura i Harry jednak nadal się
zastanawiali mad słowami nauczycielki. Nie wiedzieli co o tym myśleć. 

poniedziałek, 11 stycznia 2016

"Harry Potter i ja".

ROZDZIAŁ 44

Tydzień później dostali list
od Hagrida w sprawie Hardodzioba. Jego pismo było jeszcze bardziej koślawe, niż zazwyczaj. Kartka była poplamiona rozmazanym atramentem. Domyślili się (po przeczytaniu treści) że Hagrid płakał podczas pisania. Treść brzmiała tak:

Chciałem wam bardzo podziękować, za wszystko co zrobiliście dla mnie i Dziobka. Niestety podczas przesłuchiwania zestresowałem się i myliłem niektóre słowa. Wasze argumenty były dobre, lecz niestety za mało przekonujące. Dziobek został skazany na śmierć.... Na szczęście data wyroku nie jest jeszcze ustalona. Biedak... będzie musiał przez nie wiadomo jak długi czas być przywiązany. Jeszcze raz dziękuję za wszystko.
Hagrid

Przyjaciele nie mogli w to uwierzyć.
Bardzo chcieli iść odwiedzić Hagrida, aby go pocieszyć, ale Hermionie się przypomniało, że Laura i Harry mają zakaz wychodzenia z zamku bez nauczyciela. W ten sam dzień rodzeństwo nie wytrzymało i kazało Ronowi przeprosić Hermionę, za to, że za bardzo na nią nakrzyczał. Laura cały czas mu mówiła, że ich przyjaciółce jest bardzo ciężko i jest smutna z tego powodu, iż się pokłócili. Ron początkowo jej nie wierzył, ale kiedy zobaczył pewnego dnia Hermionę w salonie za stertą książek ocierającą łzy, coś w nim pękło i ją przeprosił. Laura i Harry wtedy odetchnęli z ulgą, bo mieli już dość tej ich kłótni.
W końcu nadszedł listopad, a
wraz z nim Dzień Duchów. O dziwo dzisiaj odbędzie się pierwszy mecz quidditcha. Gryffindor vs Hufflepuff. Pogoda nie zmieniła się wcale. Nadal wiało, padało i była mgła. Te warunki nie sprzyjały za bardzo grze, lecz i tak Gryfoni nie tracili nadziei, że uda się im wygrać. Kiedy cała widownia była zapełniona, Wood jeszcze przypomniał zawodnikom Gryffindoru taktykę i wyszli ze swoimi miotłami na boisko. Zostali przywitani gromkimi oklaskami ze strony Gryfonów. Kiedy na boisko weszli Puchoni, kapitanowie drużyn, Oliver Wood i Cedrik Diggory uścisnęli sobie dłonie. wszyscy przyjęli stanowiska i na gwizdek wznieśli się w górę. Zaczęła się gra. Harry krążył nad boiskiem wypatrując znicza, lecz to było trudne, bo mgła ograniczała pole widzenia. Harry chciał jak najszybciej złapać znicz, bo po pierwsze: było strasznie zimno, a po drugie: chciał to zrobić przed Cedrikiem, który jest na prawdę dobry. Co chwilę było słychać głos Lee Jordana, który komentował mecz. Często któraś z drużyn zdobywała punkty. Nagle Harry ujrzał małą złota kuleczkę latającą beztrosko na drugim końcu boiska. Szybko ruszył ku niej i ujrzał jak Cedrik leci za nim. Znicz nagle zawirował i ruszył ku górze. Harry ruszył za nim. Znajdował się coraz wyżej i wyżej. Kiedy miał go na wyciągnięcie ręki, zobaczył wokół pełno dementorów. Poczuł te same zimno co wtedy w pociągu. Chciał zawrócić, ale nie mógł. Poczuł jak spada, nie mógł się poruszyć. W tym samym czasie, kiedy wszyscy z przerażeniem patrzyli na spadające ciało Harry'ego, Laura także poczuła te zimno i zemdlała. 
Obudzili się w skrzydle szpitalnym.
Leżeli na sąsiednich łóżkach. Kiedy otworzyli oczy zobaczyli jak zawodnicy Gryffindoru i ich przyjaciele są wokół nich zgromadzeni.
- C-co się s-stało? - zapytał Harry zakładają okulary.
- Ty spadłeś z miotły, a Laura nagle zemdlała - powiedział z przerażeniem Neville.
- Ale.... jak? - zapytała dziewczynka, opierając się na łokciach.
- To przez dementorów - oświadczyła Hermiona. - Dumbledore się bardzo zdenerwował, że wkroczyli na teren szkoły i zaatakowali uczniów. Coś mi się wydaję, że ich przegoni.
- A co z meczem? Kto wygrał? - zapytał gorączkowo Harry.
- Puchoni wygrali - powiedział zawiedziony Fred.
- Zaraz po tym jak spadłeś, Diggory złapał znicz - dokończył równie smętnym głosem George.
Nagle Hermiona szturchnęła Rona i spojrzała na niego znaczącym wzrokiem, a ten szybko wyjął coś spod łóżka.
- Harry, bo....  jak spadłeś to twoja miotła poleciała w stronę bijącej wierzby i.... - wysypał z torby jej kawałki, a Harry zrobił przerażoną i jednocześnie smutną minę.
- Da się ją naprawić? - zapytał biorąc do ręki kawałek miotły.
- Niestety nie - oświadczył ze smutną miną Ron.
Rozmawiali jeszcze chwilę, ale w końcu pani Pomfrey stwierdziła, że Laura i Harry muszą odpocząć i wszystkich wyprosiła. Kiedy wyszli Harry spojrzał zawiedzionym wzrokiem na siostrę, a ta się uśmiechnęła. Jej wyraz twarzy mówił: Nie martw się, wszytko będzie dobrze.
Na drugi dzień wyszli ze
skrzydła szpitalnego. Kiedy skończyli lekcje, na korytarzu zaczepił ich profesor Lupin.
- Lauro! Harry! Moglibyście pójść ze mną do mojego gabinetu? - zapytał się ich.
Oni spojrzeli na się na siebie i uprzejmie odpowiedzieli:
- Tak, profesorze.
Ruszyli za nauczycielem w stronę jego gabinetu. W środku zobaczyli dużą czarną skrzynkę. Znów im się przypomniało to, co usłyszeli w pubie. Lecz niestety nie mogli o to zapytać.
- Słyszałem o tym incydencie z dementorami - zaczął profesor przeglądając jakąś książkę na biurku.
- No właśnie. Tak sobie myśleliśmy i chcieliśmy pana zapytać.... czy jest jakieś zaklęcie żeby się przed nimi chronić? - zapytała Laura.
- Jest takie, lecz jest bardzo skomplikowane.
- Proszę nas go nauczyć - powiedział Harry, a profesor Lupin spojrzał na nich.
- Jesteście pewni? To jest bardzo trudne zaklęcie.
- Jesteśmy pewni - odpowiedzieli równocześnie.
Profesor westchnął i podszedł do czarnego kufra. Gestem zachęcił rodzeństwo, aby do niego podeszło.
- No dobrze. Będziemy więc trenować na boginie, bo na prawdziwym dementorze na początku moglibyście sobie nie dać rady. Więc tak. Pomyślcie o naprawdę szczęśliwym wydarzeniu w waszym życiu. Musi one być naprawdę silne.
Rodzeństwo zastanowiło się chwilę. To było bardzo trudne. Harry głowił się nad tym dłużej niż Laura. W końcu zdecydował, że najszczęśliwsze wydarzenie w jego życiu to to, jak po raz pierwszy złapał znicz podczas jego pierwszego meczu. Laura zaś zdecydowała, że najszczęśliwsza była wtedy, kiedy poznała Hermionę i Rona. 
- Już? Dobrze, a teraz wyjmijcie różdżki i powiedzcie Expecto Patronum.
- Expecto Patronum - powiedzieli jednocześnie.
- Dobrze. Tylko jak wypuszczę bogina, to musicie bardzo mocno się skupić na tej najszczęśliwszej rzeczy. To kto pierwszy?
- Ja - powiedział Harry i podszedł bliżej kufra.
Skupił się na tym wydarzeniu. Kiedy profesor Lupin wypuścił bogina, zamienił się on w dementora. Harry poczuł zimno i starał się powiedzieć:
- Expecto... Expecto.... Expecto.....
Upadł na ziemie. Usłyszał głos, lecz nie był to głos jego matki. Był to jakiś mężczyzna. Lily, zabierz dzieci. Ja się nim zajmę. Uciekajcie! Był to ich ojciec, James. Kiedy się otrząsnął zobaczył pochyloną nad nim Laurę, jedzącą czekoladę. On także dostał. Domyślił się, że ona też próbowała, ale jej się nie udało.
- Słyszałaś ten głos? - zapytał biorąc do buzi kawałek czekolady.
- Taak... myślisz, ze to był.... tata? 
- Też mi się tak wydawało.
- On nas chciał uratować - mówiła Laura, a w jej oczach pojawiły się łzy, które powstrzymała przed wypłynięciem. Temat rodziców był dla niej bardzo trudny.
- Tak. Dla Jamesa wy i Lily byliście najważniejsi - stwierdził profesor Lupin.
- Pan znał naszych rodziców? - zdziwił się Harry zapominając o podsłuchanej rozmowie.
- Tak. Przyjaźniliśmy się. To byli wspaniali ludzie. No dobrze... może starczy już na dzisiaj?
Laura i Harry jednak nie chcieli przestać. Próbowali jeszcze parę razy. Laurze udało się wyczarować małą niebieską mgiełkę, ale ta i tak była za słaba, wiec profesor Lupin musiał pomóc. Pod koniec dzisiejszych zajęć nauczyciel stwierdził, że najszczęśliwsze wydarzenie Harry'ego jest zbyt słabe, więc chłopiec musiał wymyślić inne.
Takie zajęcia mieli dwa lub trzy
razy w tygodniu. Szło im coraz lepiej. Laurze raz udało się wyczarować jakiś niezgrabny kształt, który nie przypominał niczego, ale profesor Lupin i tak ją pochwalił, bo to było strasznie trudne zaklęcie. Ron i Hermiona bardzo im zazdrościli, że mogą się uczyć tego zaklęcia, bo było ono strasznie skąplikowane. 

piątek, 8 stycznia 2016

"Harry Potter i ja".

ROZDZIAŁ 43

Następnego dnia była sobota.
Dzisiaj wszyscy uczniowie (oprócz Laury i Harry'ego) wybierali się do Hogsmeade. Rodzeństwo tego dnia było bardzo przygnębione, choć Ron i Hermiona próbowali ich pocieszyć na wszystkie sposoby. Humor jeszcze bardziej im się popsuł po wizycie u Hagrida. Dowiedzieli się tam, że przyszedł list z ministerstwa w sprawie Hardodzioba. Hagrid cały czas płakał i był zrozpaczony. Okazało się, że pan Lucjusz Malfoy bardzo się postarał żeby Dziobek miał surowy wyrok. Postanowiono, że jednak najpierw Hagrid będzie musiał się z nim stawić w sądzie. Przyjaciele postanowili mu pomóc i przygotować jak najbardziej przekonujące argumenty, aby umorzyć wyrok. Zdecydowali się przeszukać księgi wieczorem, kiedy Hermiona i Ron wrócą z Hogsmeade. Kiedy wszyscy uczniowie zbierali się przed bramą wejściową, Laura i Harry postanowili pójść do pustego dormitorium. Po drodze jednak coś ich zatrzymało. Byli to Fred i George, którzy uśmiechali się od ucha do ucha. Jeden z nich trzymał w ręce pergamin.
- Mamy coś dla was - powiedział Fred i wcisnął Harry'emu pergamin w ręce.
- Arkusz pergaminu? - zdziwił się chłopiec i spojrzał na siostrę, która zrobiła to samo, po czym znów patrzyli na bliźniaków.
- Nie jakiś tam zwykły arkusz pergaminu! - oburzył się George. - To jest mapa, która pozwoliła nam bliżej poznać mury Hogwartu. Są na niej pokazani wszyscy, którzy się tutaj znajdują oraz tajemne przejścia, o których nie wie nawet Filch. Była z nami od początku nauki, a teraz przekazujemy ją wam w spadku.
Laura wzięła od brata pergamin i go rozłożyła.
- Nie chcę nic mówić, ale... tutaj nic nie ma.
- No bo trzeba ją otworzyć - powiedział Fred i przyłożył różdżkę do arkuszu. - Przysięgam uroczyście, że knuję coś niedobrego.
Na mapie zaczęły się pojawiać kontury i w końcu także napis: Panowie Lunatyk, Gilzdogon, Łapa i Rogacz, zawsze uczynni doradcy czarodziejskich psotników, mają zaszczyt przedstawić             MAPĘ HUNCWOTÓW.
- Lunatyk, Glizdogon, Łapa i Rogacz. Tyle im zawdzięczamy! - powiedział wdzięcznie George.
- Szlachetni mężowie, niezmordowani w udzielaniu pomocy nowemu pokoleniu łamaczy prawa - dodał dumnie Fred.
Laura rozwinęła jeszcze bardziej mapę i zobaczyła krążący po gabinecie punkt, pod którym widniał napis Severus Snape.
- Woow - powiedzieli równocześnie Laura i Harry.
- Tutaj - Fred wskazał na posąg jednookiej czarownicy. - jest przejście do Hogsmeade. Jest najbezpieczniejsze. Weźcie mapę ze sobą, a ona wam już pomoże. 
- My już lepiej pójdźmy, bo się spóźnimy - powiedział George i się odwrócili.
- Chłopaki! Powiecie nam jak ją zamknąć? - zapytała Laura.
- Aaaa, no jasne - powiedział Fred i wraz z bratem wrócili.
George przystawił swoją różdżkę do mapy i powiedział:
- Koniec psot!
Rysunki i napisy tak jakby wsiąkły w pergamin. Arkusz wydawał się jakby był całkowicie czysty i nie wzbudzał żadnych podejrzeń.
- To do zobaczenia w Hogsmeade! - powiedzieli bliźniacy równocześnie i ruszyli w stronę drzwi wyjściowych.
Laura wsunęła mapę do torby i z Harrym pobiegła do dormitorium. Wzięli pelerynę niewidkę, sakiewkę z pieniędzmi i ruszyli w stronę posągu jednookiej czarownicy. Przez całą drogę patrzyli, czy przypadkiem ktoś za nimi nie idzie. Kiedy znaleźli się za posągiem. Za bardzo nie wiedzieli co robić. Nagle zobaczyli na mapie, że obok ich imion, widniał też napis Dissendium. To było zaklęcie. Harry wyjął różdżkę i je wypowiedział, a garb jednookiej czarownicy się otworzył i ukazał wąską ścieżkę. Rodzeństwo bez zastanowienia do niego weszło. Szli bardzo długo, a kiedy znikli z mapy, zamknęli ją i schowali do torby Laury. szli bardzo długo i przy okazji bardzo się zmęczyli. Wchodzili w górę po schodkach i w dół. W końcu doszli do końca korytarza i zobaczyli otwór w suficie. Otworzyli go i ujrzeli jakieś jasne, puste pomieszczenie. Wyszli z ciemnego korytarza. Byli w jakimś sklepie w Hogsmeade, bo słyszeli dochodzące głosy uczniów. Zarzucili na siebie pelerynę i przeszli z pomieszczenia do drugiego, gdzie było mnóstwo ludzi. Zobaczyli jak Ron i Hermiona z pełną torbą wychodzą ze sklepu. Był to sklep ze słodyczami, który nazywał się Miodowe Królestwo. Szli za przyjaciółmi tak długo, aż ci usiedli przed wrzeszczącą chatą (wiedzieli jak się nazywa, bo widniała przed nim tabliczka z nazwą). 
- Co, Weasley? Ciągnie cię do tego domu, co? Jest całkiem podobny to twojego - zadrwił Malfoy, a Crabbe i Goyle zaśmiali się, co brzmiało jakby stado osłów zakrztusiło się słomą. Ron porwał się na nogi, a Hermiona razem z nim.
- Jakiś problem, Malfoy? - powiedział wkurzony Ron.
- Ja go nie mam, ale ty chyba tak. Nie dziwię się, że tak się denerwujesz. Ten dom wygląda lepiej niż twój.
Ron prawie rzucił się na Dracona, ale na szczęście Hermiona go powstrzymała. Harry i Laura się zdenerwowali, bo nie lubili kiedy ktoś obraża ich przyjaciół. Nabrali garście błota i rzucili w Malfoy'a i jego goryli. Ci zaczęli tak panikować, że Ron i Hermiona zamiast być przerażeni, nie mogli powstrzymać się od śmiechu. W końcu Ślizgoni byli cali od błota. Crabbe i Goyle już uciekali, kiedy peleryna niewidka lekko osunęła się z ciał rodzeństwa, ukazując ich mundurki. Malfoy wiedział już, że to są Gryfoni, ale na szczęście ze krzykiem uciekł ze swoimi przyjaciółmi. Ron i Hermiona spojrzeli zdziwieni w miejsce, w którym przed chwilą było widać kawałek mundurka Gryfona. Rodzeństwo rozejrzało się, czy przypadkiem nikt ich nie widzi i powiedzieli:
- Psst! To my.
Ron otworzył buzie z zaskoczenia, a Hermiona zrobiła oburzoną minę. Przyjaciele szybko ruszyli w stronę jakiegoś pubu, a rodzeństwo za nimi. Weszli tam i usiedli w jakimś ustronnym miejscu. Kiedy upewnili się, że nikt ich nie rozpozna, sciągnęli pelerynę.
- Co wy tu robicie?! Nie powinno was tu być! Dumbledore robi wszystko żeby was chronić przed Blackiem, a wy sobie tak po prostu wychodzicie z Hogwartu?! - mówiła zdenerwowanym pół szeptem Hermiona.
- Hermiono, nie przejmuj się - uspokajał ją Harry. - Nikt się nie zorientuje. Wrócimy do zamku przed wami.
Dziewczyna prychnęła i poszła kupić coś do picia. Wróciła z czterema kuflami.
- To piwo kremowe, jest pyszne. Pijcie - zachęcił ich Ron, więc rodzeństwo spróbowało. Faktycznie było pyszne. 
Teraz właśnie mieli wyjaśniać, jak się tu znaleźli, ale do pubu weszli profesor McGonagall, profesor Flitwick i sam Korneliusz Knot. Rodzeństwo szybko weszło pod stół, aby ich nie zauważyli, bo usiedli w stoliku obok. 
- Trudna sprawa z tym Blackiem - oświadczył w końcu Knot, mieszając swoją herbatkę. - Przez niego musieliśmy wnieść specjalne zabezpieczenia, żeby Harry i Laura Potterowie byli bezpieczni.
-  A właściwie, czemu oni są w takim niebezpieczeństwie? - zaciekawił się profesor Flitwick.
- To bardzo długa i bolesna historia. Na szczęście Potterowie byli tak mali, że tego nie pamiętają. Syriusz Black przyjaźnił się z ich ojcem, Jamesem. Każdy wie, że to byli największe urwisy w dziejach Hogwartu. Kiedy na świat przyszedł Harry, a kilka sekund po nim jego siostra, James mianował go ojcem chrzestnym chłopca. Laura miała na tyle dużo szczęści, że jej ojcem chrzestnym został Remus - tutaj ich zatkało, a zwłaszcza Harry'ego i Laurę. Właśnie dowiadywali się prawdy. - Dziewczynka miała szczęście. Kto by pomyślał, że Black przejdzie na stronę Sami-Wiecie-Kogo. Kiedy Sami-Wiecie-Kto zaczął się interesować Potterami, ci uczynili Blacka strażnikiem ich tajemnicy, a ten ich wydał. Przez niego James i Lily zginęli... po prostu ich zdradził - po tym spojrzał na zegarek. - Uu.... już ta godzina? Myślę, Minerwo, że pora już zbierać uczniów. O tej porze nigdzie nie jest bezpiecznie.
- Oczywiście - odpowiedziała nieco przerażona profesorka i zaczęła się ubierać wraz z profesorem Flitwickiem. Kiedy wyszli, Laura i Harry wyszli spod stołu z oszołomionymi minami. Spojrzeli na siebie, a potem na przyjaciół. Nie chcieli dopuścić do siebie tych słów. Dowiedzieli się, że Black jest ojcem chrzestnym Harry'ego, a profesor Lupin Laury. Po chwili siedzenia w ciszy postanowili się zbierać. Ron i Hermiona ruszyli na zbiórkę, a Laura i Harry pod peleryną niewidką w stronę Miodowego Królestwa, w którym znajdowało się przejście do Hogwartu. Kiedy wyszli z przejścia ukrytego w garbie jednookiej czarownicy, usłyszeli gwar rozmów. Byli to uczniowie wracający z Hogsmeade. Teraz im się przypomniało, że Malfoy zobaczył kawałek ich ubrań. Szybko zaczęli biec w stronę dormitorium, ale niestety wpadli na profesora Snape, który nakazał im pójść z nim do jego gabinetu.
- Pokażcie kieszenie - nakazał surowym tonem i mierząc ich zimnym spojrzeniem.
- Mógłby pan podać powód, dla którego mielibyśmy to zrobić? - zapytała pewnie Laura.
Profesor spojrzał na nią groźnie i odpowiedział:
- Pan Malfoy, prawdopodobnie widział wasze fragmenty ubrań w Hogsmeade, a z tego co wiem, wy tam nie powinniście być. Proszę mi nie mówić, panno Potter, że pan Malfoy ma jakieś zwidy. A teraz... opróżnijcie kieszenie.
Rodzeństwo nie miało wyboru. Opróżnili wszystkie kieszenie. Na szczęście peleryna niewidka była w torbie Laury. Niestety, Harry wyjął ze swojej kieszeni mapę, która była zwykłym pergaminem, bo ją zamknęli, ale profesor tak czy siak się nią zainteresował. Porwał ją w swoje ręce i przyłożył do niej różdżkę.
- Pokaż mi swoją tajemnicę! - syknął, lecz mapa nie reagowała. - Jestem profesor Severus Snape! Nakazuję ci ujawnić swoją tajemnicę!
Na mapie zaczęły się pojawiać napisy, jednak nie te same, co zawsze widniały na pierwszej stronie. Były to jakieś wypowiedzi. Brzmiały tak:
- Pan Lunatyk przesyła wyrazy szacunku profesorowi Snape'owi i uprasza go, by zechciał nie wtykać swojego długiego nochala w sprawy innych ludzi.
- Pan Rogacz zgadza się z panem Lunatykiem i pragnie dodać, że profesor Snape jest wrednym głupolem.
- Pan Łapa pragnie wyrazić swoje zdumienie, jak taki kretyn mógł zostać profesorem.
- Pan Glizdogon życzy profesorowi Snape'owi miłego dnia i radzi mu umyć włosy, bo kleją się od łoju.
Harry i Laura zaśmiali się w myślach, a profesor Snape sprawiał wrażenie bardziej zdenerwowanego, niż zwykle. Nagle z kominka wyłonił się profesor Lupin, a rodzeństwu przypomniało się o tym co usłyszeli. To był właśnie ojciec chrzestny Laury. Profesor Snape okrył profesora Lupina groźnym spojrzeniem i wcisnął mapę w ręce.
- Poznajesz to? 
Profesor Lupin zdawał się zdumiony i jednocześnie zadowolony patrząc na mapę. Tak jakby był..... dumny? Po chwili spojrzał na rodzeństwo, a później na profesora Snape'a.
- Taak, poznaję. Mógłbym zabrać Potterów?
- Naturalnie.
Laura i Harry wyszli za profesorem Lupinem i ruszyli w stronę jego gabinetu. Mieli ochotę zapytać o to wszystko co usłyszeli w pubie, ale wtedy wydałoby się, że byli w Hogsmeade. Zatrzymali się przed drzwiami do gabinetu. 
- Skąd to macie? - zapytał pokazując im mapę.
 - My... to.... znaleźliśmy - odpowiedział szybko Harry.
- No dobrze - odpowiedział niedowierzająco. - A teraz to zabieram. Cieszcie się, że nie idę z tym do dyrektora. Idźcie do pokoju wspólnego.
Po tych słowach wszedł do
swojego gabinetu, a rodzeństwo ruszyło w stronę pokoju wspólnego. W salonie zastali już Hermionę i Rona szukających czegoś, co pomogłoby Hagridowi. Przyłączyli się do nich. Kiedy zrobiło się późno, Ron poszedł sprawdzić, jak czuje się Parszywek po porcji leków. Nagle usłyszeli pisk i tupot stóp zbiegających po schodach. Przed nimi pojawił się Ron z poplamionym krwią prześcieradłem i z przerażoną miną.
- Tutaj był Parszywek! A teraz go nie ma! - wrzeszczał zdenerwowany, wymachując materiałem. - Jestem pewny, że to jego krew!
Po schodach zszedł rudy kot Hermiony, Krzywołap i usadowił się obok niej.
- To on! Męczył Parszywka już od dawna! A kiedy nakazała się okazja to go zamordował!
- Ron, nie histeryzuj..... na pewno znajdzie się jakieś logiczne wyjaśnienie - próbowała go uspokoić Hermiona.
- Histeryzować?! Gdybyś pilnowała tego przeklętego kota to by nic się nie stało!
Hermiona prychnęła, pozbierała swoje książki (a miała ich bardzo dużo) i pobiegła na górę. Laura pokręciła głową i ruszyła za nią. Było widać, że była zła na Rona za to, że tak oskarżył Hermionę.
- Dokończcie resztę! - krzyknęła na końcu.
Na najbliższej lekcji z Hagridem
dali mu przygotowaną przemowę. Hermiona i Ron od czasu zaginięcia Parszywka nie odzywają się do siebie, przez co Laura i Harry byli w trudnej sytuacji. W końcu pogadali o tym i zdecydowali, że Harry będzie przez czas tej kłótni trzymać się z Ronem, a  ona z Hermioną. Tak też zrobili.


sobota, 2 stycznia 2016

"Harry Potter i ja".

ROZDZIAŁ 42

Następnego dnia Malfoy miał
rękę w prowizorycznym gipsie. Przez cały dzień opowiadał Ślizgonom jak to się stało, a ci słuchali go z zafascynowaniem. Tego dnia Malfoy puszył się bardziej niż zwykle co wprawiało Harry'ego i Rona w złość. Laura i Hermiona nie zwracały na niego uwagi.
Dzisiaj mieli pierwszą lekcje
obrony przed czarną magią z profesorem Lupinem. Kiedy wszyscy byli już w klasie, do pomieszczenia wkroczył uśmiechnięty profesor Lupin i wyjął jakąś starą szafę z rogu pokoju.
- Witajcie na naszej pierwszej lekcji! - zaczął wesoło. - Dzisiaj będziemy się uczyć poskramiania bogina! Najpierw wytłumaczę wam co to jest. Tak więc bogin siedzący sobie gdzieś w ciemności nie ma żadnej widzialnej postaci. Jeszcze nie wie, co najbardziej przestraszy osobę znajdującą się na zewnątrz. Nikt nie wie, jak bogiń wygląda, kiedy jest sam, ale kiedy wychodzi, natychmiast staje się czymś, czego najbardziej się boimy. Zaklęciem, które pomaga nam go zwalczyć to Riddiculus. Powtórzcie - w całej klasie zabrzmiało zaklęcie. - Dobrze. Jeśli chcecie, aby zaklęcie się udało to musicie się bardzo skupić i pomyśleć o czymś zabawnym. Więc dobrze. Ktoś na ochotnika jako pierwszy? - nikt nie okazywał chęci. - Dobrze. To może.... Neville! Chodź tutaj.
Z tłumu wystąpił zdenerwowany chłopiec o czarnych włosach.
- Dobrze, Neville. Masz babcie?
- T-tak - wyjąkał.
- Dobrze, więc wyobraź sobie babcie w jakimś jej śmiesznym ubraniu.
Neville chwile się zastanowił.
- Już?
- Tak. Wyobraziłem sobie babcię w.... - nie dokończył, bo profesor mu przerwał.
- Nie mów. Teraz otworze szafę, a z niej wyjdzie bogin w postaci tego, czego się najbardziej boisz. Kiedy go zobaczysz musisz być bardzo skupiony na babci i powiedzieć Riddiculus. Gotowy?
- Mhm - powiedział i wyjął różdżkę z kieszeni.
Profesor Lupin otworzył ogromną szafę i po chwili wyszła z niej pewna postać. Był to profesor Snape. Neville głośno przełknął ślinę i mocniej ścisnął różdżkę w dłoni. Nikt się nie dziwił, że był to akurat profesor Snape, bo każdy wiedział, że nauczyciel bardzo (delikatnie mówiąc) nie lubi Neville'a. Po chwili jednak chłopiec się przełamał i powiedział:
- Riddiculus!
Profesor Snape nagle był ubrany w ubrania babci Neville'a, czyli sukienkę i w kapelusz z wypchanym sępem na czubku. Wszyscy ryknęli śmiechem kiedy to zobaczyli. Kiedy bogin wrócił do szafy profesor Lupin zapytał:
- Kto następny?
Wszyscy ustawili się w kolejkę. Najpierw była Padma Patil. Jej boginem była ogromna kobra. Kiedy powiedziała Riddiculus to zamieniła się w pacynkę w pudełku. Następny był Ron. Jego boginem był ogromny pająk, który po zaklęciu miał na swoich włochatych nogach wrotki. Później był Dean Thomas, przed którym pojawiła się żyjąca ręka, a następnie żyjąca ręka w pułapce na myszy. Po nim był Seamus Finnigan, który miał szyszymore, a po zaklęciu szyszymore tracącą głos. Nastała kolej na Laurę. O dziwo profesor Lupin chciał jej przerwać za nim bogin wyszedł, ale nie zdążył. Jej boginem była jedna wielka czarna dziura, która (jak się domyślili) oznaczała samotność, stratę rodziny i przyjaciół. Laura przez chwilę wpatrywała się w nią, ale w końcu przełamała się i wypowiedziała zaklęcie. Czarna dziura zmieniła się w wielki różowy balon. Nastała kolej na Harry'ego. Chłopiec długo się zastanawiał czego boi się najbardziej. Najpierw pomyślał o Voldemorcie, ale potem zmienił zdanie i stwierdził, że teraz bardziej boi się Dementorów. Stanął przed szafą i już miał ujrzeć bogina, kiedy przed nim pojawił się profesor Lupin i bogin nagle zmienił się w ksieżyc w pełni, a potem w balon, z którego ucieka powietrze.
- Na dzisiaj to koniec - oznajmił i zawiedzeni uczniowie wyszli z klasy.
Na korytarzu Laura i Harry byli widocznie zdziwieni.
- Dlaczego nie pozwolił mi się zmierzyć z boginem? - zapytał w końcu Harry.
- Laurze też chciał przeszkodzić, ale nie zdążył - odpowiedział Ron.
- Harry, może pójdziemy dzisiaj wieczorem do profesora i go o to zapytamy? - podsunęła Laura.
- Wiesz.... w sumie to dobry pomysł.
Tak jak postanowili, wieczorem 
we dwójkę wybrali się do gabinetu profesora Lupina. Nauczyciel ciepło ich powitał i zaprosił do środka. Usiedli na wyświechtanej kanapie i profesor przyniósł im herbatę.
- Więc o co chcieliście zapytać?
- No, bo.... dlaczego tak właściwie profesor nie pozwolił mi pokonać bogina, a Laurze chciał pan przeszkodzić? - zapytał jednym tchem.
- Myślałem, że waszym boginem będzie Lord Voldemort, a to by chyba nie było miłe, ani dla was, ani dla reszty uczniów.
- Ja najpierw pomyślałam o Voldemorcie, ale później zdałam sobie sprawę, że starta przyjaciół i Harry'ego byłaby gorsza - powiedziała Laura po chwili namyślenia.
- Ja też najpierw myślałem, że Voldemorta najbardziej się boję, ale zmieniłem zdanie i stwierdziłem, że jednak bardziej przerażający są Dementorzy - powiedział po niej Harry.
- To by znaczyło, że tym czego najbardziej się boicie jest..... strach. To bardzo mądre. 
Nastała chwila ciszy, którą przerwały otwierające się drzwi. Do gabinetu wszedł Snape z kociołkiem, w którym był jakiś eliksir.
- Potter..... co wy tu robicie? - zapytał Snape chłodnym głosem.
- Zaprosiłem ich do mnie na herbatkę - odpowiedział Lupin z lekkim uśmiechem.
Snape coś mruknął pod nosem i postawił kociołek na biurku.
- Eliksir powinien ci starczyć na dłuższy czas.
- Bardzo ci dziękuję, Severusie - powiedział uprzejmie Lupin, a profesor wyszedł.
- Ma pan zamiar to wypić? - zdziwiła się Laura, kiedy profesor brał łyk napoju, po czym się skrzywił.
- A dlaczego bym nie miał, Lauro? - zwrócił się uprzejmie w jej stronę.
- Może być zatruty... profesor Snape od dawna chciał mieć posadę nauczyciela obrony przed czarną magią - odpowiedział za nią Harry, a Lupin się lekko zaśmiał.
- Zapewne by był do tego zdolny, ale nie otrułby mnie - uspokoił ich. - Profesor Snape mimo, że jest trochę surowy, na prawdę mi pomaga. Tylko uzdolnieni czarodzieje potrafią przygotowywać taki trudny eliksir.
- A co to za eliksir? - zapytała dziewczynka.
Profesor Lupin się chwilę zastanowił.
- Często choruję, a ten eliksir pomaga mi dojść do siebie - powiedział i spojrzał na zegarek. - Już późno.... lepiej idźcie. Nie chcę abyście mieli przeze mnie kłopoty.
Rodzeństwo wstało, pożegnało się i wyszło z pomieszczenia, po czym ruszyło w stronę pokoju wspólnego.
W tym tygodniu Harry miał
dużo treningów quidditcha, ponieważ zbliżały się zawody. Wood organizował bardzo intensywne treningi mimo, że pogoda była okropna. Wiał silny wiatr i padał deszcz każdego dnia, więc warunki były nie najlepsze. To był ostatni rok kapitana drużyny Gryffindoru w Hogwarcie, więc Gryfoni mieli zamiar wygrać Puchar Quidditcha. To było największe marzenie Wooda i reszty zawodników. Pewnego dnia, kiedy on i reszta drużyny wracali z treningu, cali od błota, zobaczyli jak przed obrazem Grubej Damy zebrali się wszyscy Gryfoni, a Percy próbował się przecisnąć przez tłum. Harry podszedł do Laury, Rona i Hermiony i zapytał:
- Co się stało?
- Ktoś napadł na Grubą Damę. Nie wiadomo gdzie ona teraz jest. Czekamy na profesor McGonagall i profesora Dumbledore'a - odpowiedziała Laura spokojnym głosem.
Nagle usłyszeli głos profesor McGonagall.
- Proszę się odsunąć!
Szła za dyrektorem szkoły, profesorem Dumbledorem. Kiedy uczniowie go zobaczyli, zrobili przejście. Po chwili do nauczycieli dobiegł Filch. Dyrektor przyjrzał się obrazowi, który był cały podarty, jakby jakieś ostre narzędzie po nim przejechało. Nagle usłyszeli wołanie Grubej Damy. Zobaczyli ją całą przestraszoną i w błocie, za grubą świnią na obrazie ponad ich głowami.
- Gruba Damo, kto to zrobił? - zapytał spokojnie profesor Dumbledore.
- T-to..... b-był.... Syriusz Black! - powiedziała drżącym głosem z przerażenia, a inni kiedy usłyszeli te nazwisko przestraszyli się. Wszyscy oprócz profesora Dumbledore'a. - Ch-chciał.... a-abym..... g-go.... wpuściła, ale ja zaprotestowałam, a t-ten się zdenerwował i... i.... tak mnie urządził.
Po tym wydarzeniu Gruba Dama
stwierdziła, że dopóki nie złapią Blacka, to ona nie wróci na swoje miejsce. Filch na polecenie profesor McGonagall pytał różne obrazy, czy nie chciałyby zastąpić na pewien czas Grubej Damy. Jednak żaden się nie zgodził. Dopiero obraz przedstawiający rycerzyka na koniu się zgodził. Bardzo denerwował uczniów, bo często zmieniał hasła. Najbardziej ucierpiał na tym Neville, bo chłopiec miał bardzo krótką pamięć. Nawet spisał sobie wszystkie hasła, które będą obowiązywać przez dłuższy czas, ale i tak potem zgubił tą kartkę.