piątek, 5 lutego 2016

"Harry Potter i ja".

ROZDZIAŁ 50

Harry rozejrzał się. Kompletnie
nie wiedział gdzie się znajdują. Nagle Laura wzięła głęboki oddech, otworzyła oczy i podniosła się do pozycji siedzącej. Harry z uśmiechem na nią spojrzał, a ona zrobiła to samo tylko nie był uśmiechnięta. Bardziej.... zdezorientowana.
- Harry, c-co się sta..... - i przerwała jakby sobie wszystko przypomniała. Jej oczy zmieniły się na smutne i powiedziała rozżalonym głosem. - Och, Harry! Ja.... ja przepraszam!
Chłopiec jednak nie zwracał uwagi na jej słowa. Przytulił ją i powiedział:
- To nie twoja wina.
Kiedy się od siebie oderwali, Laura rozejrzała się.
- A gdzie my tak w ogóle jesteśmy? Bo na błonie Hogwartu to mi nie wygląda.
- Też chciałbym to wiedzieć - powiedział i pomógł siostrze wstać. 
Podeszli do nagrobku, który stał na środku cmentarzu. Był czarny i przy nim stał posąg jakiegoś demona czy jakiegoś innego strasznego stwora. Było bardzo ciemno, więc Laura wyjęła różdżkę i szepnęła Lumos. Z różdżki zaczęło się wydobywać małe światełko, które oświetliło napis na grobie. 


TOM RIDDLE

Rodzeństwo spojrzało na siebie.
- Daj twój naszyjnik - powiedział pośpiesznie Harry.
- Jaki naszyjnik?
- No ten, który masz na.... o nie.
Laura odgarnęła włosy za ucho i razem z bratem zaczęła przeszukiwać ziemię wzrokiem.
- Tam jest! - krzyknęła i obydwoje zobaczyli połyskujący naszyjnik leżący z jakieś 15 stóp od nich. Już chcieli po niego biegnąć kiedy posąg demona zamachnął kosą i przygwoździł Harry'ego do nagrobku, tak, że chłopiec nie mógł się wydostać. Zrobiło się jeszcze ciemniej.
- Harry! - krzyknęła Laura i próbowała uwolnić brata. Jednak robiła to na marne, gdyż kamienna kosa przygwoździła go zbyt mocno to nagrobku. 
- Weź naszyjnik!
- Nie zostawię cię tutaj!
- Dam sobie radę! Uciekaj!
Laura nie wiedziała co robić. Usłyszeli jakieś kroki. Ktoś mocno stąpał po ziemi. Dziewczyna 'zgasiła' różdżkę i stała nieruchomo.
- Idź - szepnął do niej Harry.
Ona na niego spojrzała i zaczęła się powoli wycofywać. Nie chciała zostawiać brata. Nagle coś ją złapało. Laura lekko pisnęła, ale poczuła coś zimnego na szyi, więc tylko przełknęła ślinę. Zaczęła się szarpać, ale na darmo, bo ucisk tego kogoś był bardzo mocny. Przed nimi zapalił się ogień. Harry spojrzał w stronę siostry. Trzymał ją jakiś mężczyzna w białej masce i czarnej szacie, co uniemożliwiło mu zobaczenie jego twarzy. Trzymał on nóż przy gardle jego siostry. Zza ognia wyłonił się jakiś mężczyzna. Na jego twarzy było widać przeraźliwy uśmiech. Rodzeństwo skądś go znało, ale nie mogli sobie przypomnieć skąd. Harry rozejrzał się. Około piętnastu stóp za nim połyskiwał naszyjnik, a tuż przy nim jego różdżka. Nieco bliżej leżała różdżka Laury. Teraz rodzeństwo zauważyło, że mężczyzna trzyma jakieś zawiniątko. Jak na nie spojrzeli to ich blizny eksplodowały bólem. Położył je u stóp grobu i wtedy zawiniątko zaczęło się niespokojnie poruszać. Znowu poczuli straszliwy ból w okolicach blizn. Poczuli, że nie chcą zobaczyć co jest wewnątrz tobołku.... nie chcą aby zawiniątko się rozwinęło. Usłyszeli jakiś szelest i zobaczyli, olbrzymiego węża, który wił się wokół płyty nagrobnej, do której Harry był przywarty. Teraz dobiegł ich świszczący oddech i zobaczyli jak ów mężczyzna, który przyniósł zawiniątko ciągnie jakiś kamienny kocioł. Kocioł był pełny... chyba wody, bo było słychać chlupot... i olbrzymi... Tak wielkiego kotła rodzeństwo jeszcze nigdy nie widziało..... Wielki, pękaty kocioł, mogący pomieścić dorosłego człowieka w pozycji siedzącej. To coś, co znajdowało się w tobołku, poruszało się coraz gwałtowniej, jakby chciało się wydostać. Kiedy ogromne naczynie znalazło się na ogniu, wąż odpełzł w ciemność. W kotle zaczęło bulgotać i pryskały z niego iskry.
- Pośpiesz się! - usłyszeli piskliwy głos, który wydobywał się z tobołka.
Powierzchnia wody zaświeciła się, jakby wsypano do niej garść diamentów.
- Gotowe, panie.
- Teraz - powiedział zimny głos.
Rozwinął tobołek i podniósł jego zawartość. Laura i Harry, którzy obserwowali co się dzieje wydali z siebie słaby wrzask. Wyglądało to tak, jakby mężczyzna podniósł jakiś kamień, ukazując pod nim coś wstrętnego, obślizgłego i ślepego - ale to było o wiele, wiele gorsze. To coś miało kształt jakby skulonego dziecka, tyle że Harry i Laura nigdy nie widzieli niczego tak do dziecka niepodobnego.  Było bezwłose, jakby pokryte łuskami, ciemne, czerwonawoczarne. Miało cienkie, wiotkie rączki i nóżki, i płaską twarz -  żadne ludzkie dziecko nie mogłoby mieć takiej twarzy - twarz przypominająca łeb węża, z płonącymi czerwonymi oczami. Stworzenie wydawało się prawie bezbronne: uniosło chude rączki, zarzuciło je mężczyźnie na szyje, a ten je podniósł. Zaniósł te stworzenie to kotła i rodzeństwo przez chwilę widziało ohydną, płaską twarzyczkę, oświetloną iskrami tańczącymi na powierzchni eliksiru. A potem mężczyzna opuścił to stworzenie do kotła: rozległ się syk, znikło pod powierzchnią, a po chwili usłyszeli ciche tąpnięcie, gdy wiotkie ciało uderzyło o dno kotła.
Niech się utopi, pomyślało rodzeństwo (często się zdarzało, że myśleli o tym samym) czując, że za chwilę pękną im głowy..... błagam..... niech się utopi.....
Teraz przemówił mężczyzna.
Miał roztrzęsiony głos, znać było, że odchodzi od zmysłów ze strachu. Podniósł różdżkę, zamknął oczy i wyrecytował w ciemności
- Kości ojca, dana nieświadomie, odnów swego syna!
Powierzchnia grobu u stóp Harry'ego pękła. Przerażony patrzył, jak ze szczeliny wzbija się w powietrze smuga pyłu i wpada łagodnie do kotła. Diamentowa powierzchnia płynu zawrzała i zasyczała, wystrzeliły iskry, a eliksir zrobił się jadowicie niebieski. Mężczyzna zaczął skamleć. Wziął do ręki srebrzysty nóż, który wyjął z kieszeni szaty. Głos załamywał mu się w szlochu.
- Ciało.... sługi... dane z ochotą... ożyw... swego pana.
Wyciągnął przed siebie prawą rękę. Zacisnął mocno palce lewej ręki na rękojeści i uniósł ją. Rodzeństwo zrozumiało, co mężczyzna chce zrobić na sekundę przed tym, gdy to się stało - zacisnęli mocno powieki, ale nie mogli nie usłyszeć krzyku, który rozdarł noc, krzyku, który przeszył im ciała, jakby i oni otrzymali cios nożem. Usłyszeli, jak coś upada na ziemię, w uszach brzmiał im chrapliwy oddech mężczyzny, a potem dobiegł ich ohydny plusk, jakby coś wpadło do kotła. Nie mogli zmusić się do otwarcia oczu... ale eliksir zapłonął czerwienią, która przeniknęła przez ich zaciśnięte powieki... Mężczyzna dyszał i jęczał w agonii. Harry postanowił otworzyć oczy. Zobaczył, jak mężczyzna z szyderczym uśmiechem podchodzi do Laury.
- Zostaw ją! - krzyknął Harry tak głośno jak umiał.
Usłyszał tylko syknięcie i po ramieniu siostry spłynęła krew, którą mężczyzna szybko zabezpieczył fiolką, tak, aby krew spływała do niej. To samo zrobił z Harrym po czym podszedł do kotła i uniósł nad nim fiolkę.
- K-krwi wrogów..... odebrana siłą... wskrześ swego przeciwnika.
Wlał jej zawartość. W kotle zawrzało, diamentowe iskry wystrzeliły we wszystkie strony, tak oślepiająco jasne, że wszystko inne zmieniło się w atłasową ciemność. Ale nic więcej się nie stało.
Niech się utopi, pomyślało rodzeństwo, niech coś się nie uda...
Nagle eliksir przestał pryskać iskrami. Zamiast nich buchnął kłąb gęstej pary, oddzielający ich od mężczyzny. Widzieli tylko mętny wapor wiszący w powietrzu... Nie udało się.... Utopiło się... Błagam... żeby to już było martwe...
Ale właśnie wtedy, poprzez mętną mgłę, ujrzeli ciemny zarys postaci, wysokiej i bardzo chudej, wynurzającej się powoli z kotła.
- Odziej mnie - rozległ się piskliwy, zimny głos spoza kłębów pary.
Mężczyzna, jęcząc i szlochając, wciąż tuląc do piersi swoje okaleczone ramię, drugą ręką zebrał czarną szatę, podniósł się i narzucił ją na głowę swojego pana.
Chuda postać wystąpiła z kotła, 
wpatrując się w Harry'ego lub Laurę... a oni wpatrywali się w tę twarz, która od trzech lat nawiedzała ich w sennych koszmarach. Bielsza od nagiej czaszki, z wielkimi, szkarłatnymi oczami i nosem płaskim jak u węża, ze szparkami zamiast nozdrzy....
Lord Voldemort odrodził się na nowo.

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz