sobota, 19 grudnia 2015

"Harry Potter i ja".

ROZDZIAŁ 40


W ostatni tydzień wakacji
Laura i Harry już odruchowo poszli do kawiarni na ulicy Pokątnej. Pewnego dnia zobaczyli siedzących przy ich miejscu dwóch znajomych ludzi. Byli to Hermiona i Ron. Przywitali się i pogadali o różnych sprawach. Po chwili Ron wyciągnął swojego szczura Parszywka, który wyglądał jeszcze żałośniej niż zwykle.
- Może spróbujesz w sklepie z magicznymi zwierzętami? - podsunęła  Laura pokazując głową na budynek.
- Warto spróbować - powiedział zrezygnowany Ron i wepchnął szczura do kieszeni.
Cała czwórka ruszyła w kierunku sklepu. W środku było pełno sów, szczurów, kotów i innych zwierzątek. Podeszli do kasy i zastali niską sprzedawczynię z piskliwym głosem.
- Przepraszam! Czy mogłaby pani pomóc mojemu szczurowi? - zapytał Ron kładąc Parszywka na ladę.
- Hmm - zastanowiła się kobieta przyglądając się zwierzęciu. - No, nie wygląda to za dobrze. Myślę, że przydałby ci się nowy szczur.
- Co? Nie! Wyleczy go pani? 
- Spróbuj tego - powiedziała kładąc jakiś płyn na ladzie. 
Ron już po niego sięgał kiedy na Parszywka spadł duży pomarańczowy kot. Szczur pisnął i rzucił się do ucieczki, ale Ron go złapał i błyskawicznie wsunął do kieszeni. Następnie zapłacił za lek i wraz z Harrym wyszedł ze sklepu. Jeszcze chwilę czekali na dziewczyny. Po krótkim czasie Hermiona wyszła z ogromnym kotem na rękach, a za nią szła Laura głaszcząc go delikatnie po główce. Był to ów kot, który zaatakował Parszywka.
- Kupiłaś tą bestię? - oburzył się Ron.
- Nie bestię, ale uroczego kotka - odpowiedziała Laura za przyjaciółkę.
- Kotka? Nie uważasz, że jest trochę za duży na "kotka"?
- No chodź Krzywołapku - powiedziała Hermiona ignorując Rona. 
Ostatni tydzień minął im szybciej nić poprzedni. Kiedy nadszedł pierwszy września, wszyscy się spakowali i ruszyli na peron 9 i 3/4. Przed Dziurawym Kotłem zobaczyli trzy zielone samochody z Ministerstwa Magii. Poznali je po znaczku na drzwiach. Zapakowali się po cztery osoby i ruszyli w stronę stacji King's Cross. Kiedy znaleźli się na peronie, ekspres Londyn-Hogwart już na nich czekał. Rodzina Weasley'ów pożegnała się ze sobą, a następnie pani Weasley mocno przytuliła Laurę i Harry'ego. Pięć minut przed odjazdem pociągu, pan Weasley odciągnął rodzeństwo na bok.
- Słuchajcie, nie powinienem wam o tym mówić, ale muszę to zrobić dla waszego dobra. Pewnie wiecie już o ucieczce Blacka z Azkabanu.
- Tak, pokazywali go w mugolskiej telewizji i był w "Proroku" - odpowiedziała dziewczynka.
- No właśnie. Jest on bardzo niebezpieczny i chcę abyście szczególnie na niego uważali.
- My? -zdziwił się Harry.
- Tak. Posłuchajcie. Minister Magii uważa, że on chce was dopaść. Więc musicie naprawdę być bardzo uważni. I proszę, nie mówcie o tym nikomu.
Po tej rozmowie rodzeństwo było przerażone. Nie mogli uwierzyć, że morderca, który uciekł z Azkabanu chce ich dorwać. Ruszyli więc do pociągu. W środku nie było wolnych miejsc. W końcu znaleźli przedział, w którym siedział mężczyzna w wyświechtanej i podziurawionej szacie. Chcieli się zapytać, czy mogą usiąść, ale okazało się, że tajemniczy mężczyzna spał, więc po cichu weszli do przedziału i umieścili swoje torby pod siedzeniami. Kufer z Krzywołapem niebezpiecznie drgał, jakby kot chciał z niego jak najszybciej wyjść, aby dorwać szczura Rona.
- Ciekawe, kto to jest - powiedział cicho rudowłosy.
- Profesor Lupin - odparła Laura.
- A ty skąd to wiesz? - zdziwił się Ron.
- Bo jest napisane na jego walizce - odparła Hermiona.
Kiedy rodzeństwo upewniło się, że profesor Lupin na pewno śpi, postanowili im opowiedzieć o tym, czego się dowiedzieli od pana Weasley'a. Przyjaciele nie byli mniej przerażeni niż oni. Przez resztę drogi postanowili o tym nie rozmawiać. Nagle pociąg zaczął zwalniać, co było dziwne, bo jeszcze nie dojechali do Hogwartu. Zrobiło się strasznie zimno, światła zgasły. Przez głowy Laury i Harry'ego przebiegł krzyk kobiety. Nie! Oszczędź ich! Proszę! Weź mnie.... Proszę! Aaa! Zostaw Laurę i Harry'ego... Weź mnie! To było straszne. Przeraźliwe zimno przeszyło ich serca... Do przedziału weszła jakaś zakapturzona postać i wpatrywała się w rodzeństwo. Z pod peleryny wystawała jakaś obślizgła ręka. Czuli się, jakby w nich kłębiła się jakaś mała mgiełka. Próbowali się poruszyć, ale nie mogli. Znowu usłyszeli błagalny krzyk, który był jeszcze głośniejszy niż przedtem. 
- Laura! Harry! Nic wam nie jest?
- C-cooo? - wyjąkali.
Otworzyli oczy; nad ich głowami znów paliły się światła, a podłoga drgała - ekspres do Hogwartu znów sunął po szynach. Siedzieli na podłodze - musieli spaść ze swoich miejsc. Obok nich klęczeli Ron i Hermiona, a nad nimi stał profesor Lupin. Byli bardzo słabi, po twarzy spływał im zimny pot. Przyjaciele wciągnęli ich na ławkę.
- Dobrze się czujecie? - zapytał nerwowo Ron.
- Taaak - odpowiedzieli zerkając na drzwi. Zakapturzona postać znikła.
- Co się stało? Gdzie jest ten ktoś? Ten kto krzyczał? - zapytała Laura.
- Nikt nie krzyczał - powiedział Ron jeszcze bardziej wystraszony.
- Jak to nie? Ja też słyszałem - powiedział Harry.
- No właśnie. Tylko my to słyszeliśmy?
Coś głośno chrupnęło, aż wszyscy podskoczyli. Profesor Lupin łamał na kawałki dużą czekoladę.
- Proszę - rzekł, podając Laurze i Harry'emu część czekolady. - Zjedzcie, to wam dobrze zrobi.
Rodzeństwo powoli odgryzało po kawałku czekolady.
- Co to było? - zapytała Laura Lupina.
- Dementor - odpowiedział, częstując czekoladą pozostałych. - Jeden z dementorów z Azkabanu. 
Wszyscy wytrzeszczyli na niego oczy. Profesor Lupin zwinął puste opakowanie po czekoladzie i wsunął je do kieszeni.
- Przepraszam was, ale muszę porozmawiać z maszynistą...
Przeszedł obok rodzeństwa i zniknął na korytarzu.
- Na pewno nic wam nie jest? - zaniepokoiła się Hermiona.
- A co tu się właściwie stało? - zapytał Harry.
- No ten dementor wparował tutaj i zaczął się do was zbliżać. Wtedy wy zemdleliście. Myślałem, że dostaliście jakiegoś ataku. I wtedy profesor Lupin się obudził i wyczarował jakąś mgiełkę i  ten dementor zniknął - powiedział jeszcze blady Ron.
- Ale nikt z was nie spadł ze swojego miejsca? - zapytała Laura.
- Nie, ale ja poczułem się bardzo dziwnie. Jakbym już nigdy nie miał być szczęśliwy - powiedział Ron, unosząc lekko barki, jakby powstrzymywał dreszcze.
Do przedziału wrócił profesor Lupin.
- Za dziesięć minut będziemy na miejscu - oświadczył.
Kiedy dojechali na miejsce, ruszyli w stronę zamku. Po drodze spotkali Hagrida, ale nie zdążyli z nim porozmawiać, bo był zajęty przeprowadzaniem pierwszoroczniaków na drugi brzeg jeziora. Już mieli wchodzić do zamku, gdy usłyszeli drwiący głos Malfoy'a.
- To prawda, że zemdleliście na widok dementora? - zadrwił.
- Nie twój interes, Malfoy - odpowiedział wściekły Harry.
- Uuuu, bliznowaty się zdenerwował? Tak mi przykro - po tych słowach Malfoy i jego goryle ryknęli śmiechem, a Harry ledwo się powstrzymywał od rzucenia się na niego.
- Nie warto - powiedziała Laura ciągnąc brata za sobą.
W środku spotkali profesor McGonagall, która wyglądała na nieco zdenerwowaną. 
- Potter! Granger! Chodźcie ze mną.
Ron był trochę zawiedziony tym, że musiał iść sam do Wielkiej Sali. Reszta ruszyła za profesorką. Weszli do jej gabinetu i najpierw zwróciła się do rodzeństwa.
- Profesor Lupin powiadomił mnie, że wasza dwójka zemdlała na widok dementora.
- Już wszyscy to wiedzą? - zapytała zrezygnowana Laura.
- Nie mam pojęcia, panno Potter. Teraz musicie iść do pani Pomfrey, gdyż mogło wam się coś stać.
- Nam? Pani profesor... nam nic nie jest - zapewniał ją Harry.
- I tak musicie iść do skrzydła szpitalnego. Dobrze, a teraz możecie iść do Wielkiej Sali. panno Granger, pani niech jeszcze chwilę zostanie.
Rodzeństwo wyszło i ruszyło w stronę Wielkiej Sali. Właśnie trwała Ceremonia Przydziału, więc ukradkiem przedostali się na swoje miejsce. Hermiona przyszła akurat kiedy dyrektor szkoły ogłaszał najnowsze wiadomości.
- Witajcie uczniowie w kolejnym niesamowitym roku szkolnym w Hogwarcie - przywitał wszystkich z uśmiechem. - Mam parę ogłoszeń, które musicie poznać. Więc tak. Stanowisko nauczyciela obrony przed czarną magią zgodził się przyjąć profesor Lupin - nauczyciel wstał, skinął głową i znów usiadł. Ze stołu Gryfonów było słychać oklaski. - Nasz nauczyciel opieki nad magicznymi stworzeniami zdecydował się przejść na zasłużoną emeryturę. Jego stanowisko zajmie nasz gajowy, Rubeus Hagrid - Laura, Harry, Ron i Hermiona klaskali i krzyczeli tak głośno z resztą Gryfonów, że Dumbledore musiał ich uspokajać. - I jeszcze coś. Jak wiecie Syriusz Black jest na wolności i z tego powodu, dla waszego bezpieczeństwa Ministerstwo Magii postanowiło umieścić dementorów przy każdym wejściu do zamku. Oczywiście nie będą mieli wstępu na teren szkoły. To już wszystko. Życzę wam smacznego.
Po tych ogłoszeniach na stołach pojawiło się mnóstwo jedzenia. Kiedy wszyscy byli najedzeni, prefekci zabrali ich do dormitoriów. 
Na drugi dzień, ich pierwszą 
lekcją było wróżbiarstwo, które miało się odbyć na nieznanym dla nich piętrze. Przyjaciele przez długi czas wędrowali po zamku szukając odpowiednich drzwi. W rezultacie ledwo zdążyli na lekcję. Kiedy wspięli się po drabinie i usiedli na swoich miejscach, poczuli odurzający zapach i przy kominku pojawiła się kobieta w sukni w cekiny.
- Witajcie na waszej pierwszej lekcji wróżbiarstwa. Tutaj nauczycie się przepowiadać przyszłość - mówiła tajemniczym głosem. - Jestem profesor Trelavney. Dzisiaj nauczymy się wróżyć z fusów od kawy.
Każdy chwycił swoją filiżankę i wypił całą jej zawartość. Napój był okropny. Zaczęli wróżyć. Okazało się to bardzo trudne, gdyż pozostałości z kawy nie przypominały im niczego. Hermiona i Laura jakoś dawały sobie radę, ale Ron i Harry nie mieli pojęcia co oznaczają te kształty. Widząc to profesor Trelavney podeszła do nich i wzięła filiżankę Harry'ego. Nagle zamarła i zrobiła taką minę, jakby zobaczyła coś strasznego.
- Tutaj jest... ponurak! Widmowy pies, co oznacza omen śmierci! - krzyknęła przeraźliwie, na co cała klasa się wzdrygnęła. - Masz też czaszkę co oznacza niebezpieczeństwo i pałkę, co oznacza atak. Masz także przecięty księżyc, czyli niedługo, coś stanie się osobie, na której ci zależy. Mój drogi chłopcze... tak mi przykro. To z pewnością nie jest szczęśliwa filiżanka.
- Laura ma to samo! - krzyknęła Lavender, która spojrzała po kryjomu do jej filiżanki.
Pani Trelavney podbiegła do niej i zabrała jej filiżankę przyglądając się jej uważnie.
-  Taaak - zamyśliła się szepcząc coś pod nosem, co brzmiało jak ostrzeżenie. 
- Pani chyba zwariowała! - wybuchła niespodziewanie Hermiona. - Nie będzie pani wmawiać moim przyjaciołom, że niedługo umrą!
Po czym wstała i wyszła z sali.
- Myślę, że na tym zakończymy zajęcia - odpowiedziała profesor Trelavney i usiadła na swoim fotelu. 
Kiedy wszyscy wyszli Laura, Harry i Ron zdziwieni reakcją Hermiony poszli ją poszukać. Zastali ją w salonie za stertą książek. Już mieli do niej podchodzić, kiedy przed nimi przemknął Parszywek, a za nim Krzywołap. Ron krzyknął i rzucił się na szczura, żeby go uratować. Jak go złapał to władował go do kieszeni na brzuchu i posłał wściekłe spojrzenie Hermionie, która podnosiła olbrzymiego kota.
Kiedy Hermiona zaniosła Krzywołapa
do dormitorium, przyjaciele zasiedli do lekcji. Hermiona miała ich najwięcej, gdyż zapisała się na więcej przedmiotów. Harry i Ron dziwili się, jak udaje jej się je zaliczać, bo niektóre zajęcia miała w tym samym czasie. Ona jednak nie chciała im powiedzieć, jak to robi. Tylko Laura wiedziała.

1 komentarz:

  1. Podoba mi się ta nowa postać!
    Zapraszam na moje ff:
    http://fanction-teddylupin.blogspot.com/
    <3

    OdpowiedzUsuń